Czy pokora/skromność jest cnotą?

Znalazłam 4 dni temu esej naukowy (filozoficzny oczywiście) o dokładnie takim tytule (Is humility a virtue?). Nie, nie znalazłam przypadkiem, bo nie ma takich przypadków, które pozwalają totalnie losowo trafiać na tak specyficzne rzeczy, i to jeszcze naukowe (o naukowości samej filozofii dyskutować nie będę, nie moja działka).

Jestem niepewnym siebie człowiekiem, kiedyś bardziej, teraz mniej, ale jestem też buntowniczką, od kiedy pamiętam robiłam często to co chciałam, nie to co wypadało (vide nauczenie kury jeżdżenia ze mną na rowerze i totalny brak respektu co do tego „a co inni pomyślą„). Wobec marnych umiejętności radzenia sobie z ludźmi (nie spędzałam czasu w żadnych grupach rówieśniczych bo nie czułam ani chęci ani potrzeby, i wcale mi to nie przeszkadzało), generalnie ciągle nie do końca wiem jak te relacje działają. Szczerze mówiąc, gdyby istniał sposób spędzenia życia bez konieczności uczenia się takich rzeczy, byłabym jedną z pierwszych osób które zgłosiłyby się do testowania 🙂 ale nie istnieje, i spora część życia, niestety, opiera się na umiejętności radzenia sobie z ludźmi. Toteż parę lat temu (jakieś 6) dojrzałam w końcu do tego żeby się tego nauczyć, bo jeśli się żyje wśród ludzi, to trzeba jednak znać ich zwyczaje (dzikich zwierząt też to dotyczy). Pisałam już o tym zresztą kilkakrotnie.

Generalną domyślną regułą przyjętą przeze mnie było zawsze unikanie arogancji (bo nie lubię aroganckich ludzi) – co rozciągało się na większość interakcji. Źle się czułam w towarzystwie ludzi pewnych siebie (tak, myliłam to z arogancją), więc uznałam, że to na pewno przez ich arogancję i unikałam zachowywania się w taki sposób. Do tego stopnia, że nie znosiłam komplementów i potrafiłam się obrazić jak ktoś mnie komplementował, uznając, że jest to na pewno nieszczere, bo przecież jestem taka beznadziejna i to tak bardzo widać, że to niemożliwe, żeby rzeczywiście tak myślał. Tego przekonania już nie ma (nie myślę, że jestem beznadziejna), ale zachowanie w stylu „ja tam nic nie wiem, nic nie umiem, i te osiągnięcia to nic takiego, pierwszy lepszy z ulicy potrafi to samo” zostało. Nie jest problemem kiedy jest uzasadnione, ale w większości sytuacji nie jest. Po prostu to była przyjęta opcja domyślna (nazywana przez większość ludzi nawykiem, ale ja zdecydowanie wolę opcję domyślną od nawyku), i nie przyszło mi do głowy, że stojące za nią założenie może być tak samo błędne jak to stojące za myśleniem o swojej beznadziejności.

Odpowiedź na tytułowe pytanie nie jest ani jednoznaczna ani prosta.

Bo nie może być. Wszystko, co zależy od sytuacji, z definicji nie jest proste.

Off topic, ale nawet zabijanie nie jest jednoznaczne, bo to czy wolno zabić zależy od gatunku (nie jestem wegetarianką, chociaż mięso nie jest mi koniecznie do szczęścia potrzebne), kultury, wiary, paru innych czynników, i właśnie sytuacji. Tego tematu jednak rozwijać nie będę.

Zasadniczo bycie pokornym polega na niezawyżaniu swojej wartości i niezachowywaniu się jak skończony buc (nie wiem jak lepiej przetłumaczyć frazę full of himself), wydawało mi się więc zawsze, że skoro nie umiem ocenić własnej wartości, to najbezpieczniej będzie po prostu jechać po najniższej akceptowalnej, na zasadzie – oceniam tak nisko, że nie ma bata żeby czyjekolwiek standardy były niżej. Wszystko jednak wskazuje na to, że pokora nie równa się niskiej samoocenie. Nie równa się też pomijaniu lub zaniżaniu własnej wartości, co znaczy, że moje wysiłki były zwyczajnie idiotyczne. Wyjaśnia to też czemu niektórzy ludzie mieli wrażenie, że jestem arogancka (lub raczej kłamię żeby nie pomagać), mimo że właśnie tego chciałam za wszelką cenę uniknąć – bo bycie pokornym to takie trochę sweet spot między ocenianiem siebie za nisko (od pewnego poziomu odbierane jest to już jako ewidentnie fałszywe i manipulujące), a ocenianiem siebie zdecydowanie za wysoko (i byciem odbieranym jako arogancki buc). Problem w tym, że granica zależy od obserwatora, i nie da się sztywno ustalić co jest jeszcze ok, a co już nie. Niezależnie od tego problemu, mój automatyzm szorowania po dnie nie prowadzi do takiego efektu o jaki mi chodziło.

Co z tego wynika?

Nie wiem, szczerze mówiąc. Na pewno wynika tyle, że moja definicja pokory była jednostronna, i z tego powodu niezbyt prawdziwa. Nie jestem lepszym człowiekiem myśląc o sobie w najgorszych kategoriach, nie jestem nim też zachowując się tak, jakbym nic nie wiedziała i nie umiała, mimo że jest inaczej.

Wynika też problem oceny. Kto ocenia co już jest arogancją a co jeszcze nie? Można by stwierdzić, że nikomu nic do tego, ale… napisałam na początku, że żyjąc wśród ludzi trzeba znać ich zwyczaje. Trzeba, bo te zwyczaje wpłyną na moje życie, czy mi się to podoba czy nie (o wpływie kultury samopoświęcenia kobiet dla wszystkich innych, na mnie konkretnie – kiedy indziej), bo życie pustelnika też mi nie odpowiada. Zwyczaje te obejmują ocenianie innych ludzi – i możemy sobie radośnie grzmieć jakie to ocenianie jest złe, i że w ogóle nikt nie ma prawa mnie sądzić (czasami nikt oprócz boga, konkretnie tego chrześcijańskiego, bo przecież nie żadnego hinduskiego…), nie sprawi to jednak, że ludzie, równie radośnie, z dnia na dzień przestaną się oceniać. Nie jestem zresztą wcale pewna, czy to by było takie genialne rozwiązanie, bo najczęściej jak ktoś grzmi, że nie można oceniać innych ludzi (po okładce, po stanie konta, po wyglądzie, itd.), to często ma na myśli, że nie można oceniać konkretnie jego samego, a nie, że on też nie może oceniać, i że kółko plotkarskie na osiedlu nie może ocenić tej jednej sąsiadki lafiryndy, co to schudła 20 kilo i teraz na pewno męża zdradza. Ludzie tak mają, że oceniają, i tyle. Pytanie, które z tego wynika, dotyczy tego czyją oceną powinnam się przejmować, a czyją nie (koncepcja, że czyjąś nie powinnam się przejmować też jest w ogóle nowa, chociaż nie jest nowa dla mojego nieświadomego zachowania – mój mózg wiedział ewidentnie wcześniej niż ja)?

Pytanie też co z samooceną? Jak mam siebie ocenić, jeśli nie chcę się porównywać do innych (a nie chcę)? Nie znam na to pytanie odpowiedzi, ale jak wymyślę, to na pewno napiszę 🙂

3 uwagi do wpisu “Czy pokora/skromność jest cnotą?

  1. Z żadnym z Twoich tekstów nie identyfikowałam się tak jak z tym. Zwłaszcza z częścią o opcji domyślnej. Miałam dokładnie tak samo. Nadal w sumie mam, tylko z czasem zmieniła się moja samoocena i ocena innych ludzi. Wraz ze zdobywaniem doświadczenia życiowego i zawodowego dotarło do mnie, że nie jestem taka beznadziejna jak myślałam i że inni nie są tacy zajebiści, jak mówią, że są. Nadal nie mam jakiejś super pewności siebie. Przyjęłam strategię nie wyrywania się przed szereg i jak nie dostanę pytania wprost, to raczej nie wyrażam swojej opinii. Znam jednak swoją wartość i wiedzę na tyle, że nie daję sobie wejść na głowę i jak się na czymś znam i słyszę, że ktoś jakiś kit mi wciska, to potrafię stanowczo wyrazić swoją opinię. Nie wynika to z arogancji, tylko z doświadczenia. A jak to ja będę odczuwać skutki podejmowanych decyzji, to włącza mi się opcja „Walcz!”, która jest u mnie w zaniku jeśli chodzi o życie zawodowe.

    Ja jeszcze o tę kurę chciałam zapytać. Jak ona z Tobą na tym rowerze jeździła? 😂

    Polubienie

    1. Na kierownicy 🙂 nie mogłam mieć kota ani psa (bo miejsce psa w budzie na 2 metrowym łańcuchu, więc wszystkie podwórkowe były zdziczałe od takiego siedzenia w jednym miejscu), więc „adoptowałam” kurę, nazwałam ją Indor i zaczęłam uczyć różnych rzeczy (przychodzenia na wołanie, wskakiwania na rękę, chodzenia na spacery). Jak już umiała siedzieć na ręce, to posadziłam ją na kierownicy i po prostu nie zeskoczyła tylko została. I tak ze mną jeździła. Byłam z siebie bardzo dumna bo mi się taka mądra kura trafiła. I wszyscy byliby szczęśliwi, gdyby nie „ludzie” (czyli ta patologiczna wieś w której miałam pecha mieszkać). Ojciec zawezwał mnie na „rozmowę” i powiedział że „ludzie gadają że jesteś nienormalna bo wozisz kurę na rowerze” oraz wprowadził zakaz wożenia kur lub jakichkolwiek zwierząt na rowerze w imię „masz się dopasować do reszty” pod groźbą wpierdolu pasem lub gumową pałką. Jako że miałam już trochę dość lizania ran po poprzednich „karach” (dosłownie ran, chociaż sądzę, że powstałych bardziej przypadkowo przy okazji „głównej kary”), to kura więcej ze mną na rowerze nie pojechała, mimo że czasami czekała na kierownicy jak rower stał na dworze.
      Cóż. Rzeczywistość polskiej wsi się kłania.

      Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s