Psychowzroczność

Czytam właśnie książkę o tym tytule, bardzo dobrą zresztą, polecam.

Jestem też w środku jakiegoś splątanego kotła rzeczy do zrobienia, oraz rzeczy, które sama zdecydowałam, że muszę zrobić. Te zbiory się pokrywają w bardzo małym stopniu, co niestety oznacza, że niektóre będą musiały ucierpieć. No i cierpi spanie.

Powinnam być bardzo zestresowanym człowiekiem. Ale w tej chwili nie jestem, i dość trudno wyjaśnić dlaczego. Mam wrażenie, że znalazłam się w oku cyklonu, ale to wrażenie raczej wynika z kontrastu. A kontrast jest duży, bo z poziomu dużego napięcia spadłam do napięcia wynikającego z… braku napięcia. Czyli, że coś jest nie tak bo się nic nie dzieje.

Ale to tylko wrażenie.

Znaczy, dzieje się, ale dopóki nie będę pewna, że mi się udało, to nie chcę o tym pisać. To, że znowu jestem w stanie czuć dużo wyraźniej, nie jest totalnym przypadkiem, ale o tym powiem więcej za jakieś 2 miesiące (i nie chodzi o ciążę, bo z tym, że raczej nie będę mieć dzieci, już się pogodziłam – sądzę, że jest sporo ciekawych rzeczy, które można robić zamiast dzieci).

No więc siedzę i w środku tego kotła czytam sobie bardzo dobrą książkę. Tak, o 5 nad ranem. Bo nie mogę spać w nocy, co jest problemem, który należałoby rozwiązać, ale na ten moment nie wiem jak. Nie wiem jak, bo ciężko rozwiązać problem, którego ja sama nie postrzegam jako problem, mimo, że obiektywnie nim jest.

Czytam i myślę, że mam podobny problem jak miał na studiach autor (z tym, że oczywiście nie jestem lekarzem i nigdy nie studiowałam medycyny na Harvardzie, więc porównanie tego aspektu nie ma żadnego sensu), i chociaż z tytułu już wiem, jak go rozwiązał, to to uczucie bycia „martwym” emocjonalnie jest mi bardzo dobrze znane. Kiedy niby robisz właściwie rzeczy, wtedy kiedy trzeba, tak jak trzeba, ale coś jest mocno nie tak, i żeby sobie z tym radzić, wyłączasz się. Dosłownie. Żyjesz, ale nie. Takie jakby oddzielenie od swojej duszy.

To się ze mną działo się bardzo wiele razy. Trochę dzieje się też teraz. Czasami przewracam oczami sama na siebie, bo wiem, i wiedziałam, o tym, że coś jest przełomowym momentem kiedy to coś się dzieje, a nie długo po fakcie. I tak jest teraz. Dziwnie, niby nie źle, ale do dobrze to też temu daleko.

To jest trochę jak wybieranie dłuższej drogi. Wiadomo, jest skrót. Może być też prosta. Ale z jakiegoś powodu wiesz, że musisz zrobić dziesięć zygzaków zanim będzie pora w końcu dotrzeć na miejsce. I te dziesięć zygzaków wydaje się być o wiele ważniejsze niż to, co znajduje się u celu. Może też to chodzenie trwać kilka razy dłużej niż gdyby pójść po linii prostej.

Ale właśnie o to chodzi. O chodzenie.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s