Po cholerę mi było rozwiązywanie sudoku na czas? Z rekordem minuta na trudnym poziomie? Dawno temu i nieprawda, ale byłam wtedy z siebie bardzo dumna. Bo lubię rozwiązywać zagadki, a jak jeszcze mogę podnieść sobie poziom trudności rozwiązywaniem na czas to już w ogóle (ale tylko te zupełnie nieżyciowe, życiowe na czas = panika). Bo tak, bo za dużo zadań jest zbyt łatwych i robią się fajne jak je sobie utrudniam.
Ale już nie jestem dumna z mojego rekordu w sudoku na czas.
Bo mi ktoś powiedział że wymyślam sobie bezsensowne wyzwania, które zupełnie niczemu nie służą. Ktoś ponad 2x ode mnie starszy, i chyba mądrzejszy.
Oooohoho, jakież znajome uczucie.
Nie będziesz śpiewać, nie nadajesz się. Nie będziesz pisać, nie nadajesz się. Nie będziesz malować, nie nadajesz się. Nie nadaje się też na żonę, na kucharkę, na sprzątaczkę (rzut oka na sterty papierów), na matkę, w ogóle na człowieka godnego jakiegokolwiek szacunku.
Jakbym miała za coś ojcu dziękować to zapewne za powtarzanie mi że mi nie wyjdzie bo się nie nadaję.
Jak się nie nadajesz do czegokolwiek normalnego, to sobie wymyślasz świat alternatywny, w którym bardzo istotne stają się równie alternatywne umiejętności. W moim świecie, w wieku lat 27, bardzo istotne było sudoku. Na czas. Niestety ceną życia w swoim świecie jest to że nikt za cholerę nie rozumie dlaczego robisz to co robisz, co jest równoważone tym że możesz robić co chcesz i nikt tego nie będzie oceniał. Za to właśnie kocham wyobraźnię. Niestety, kontynuując wątek tego że dorośli są jednak dość niefajną odmianą człowieka, wyobraźnia jest czymś co się raczej zabija niż rozwija, w związku z czym moje sudoku jest warte dosłownie nic.
Jak na inteligentnego człowieka z tytułem, bardzo szybki i pochopny wniosek. Bez pytania o cel.
Więc po cholerę mi sudoku na czas?
Nie, to nie jest jakieś super ważne światowej klasy osiągnięcie że umiem to rozwiązywać bardzo szybko. W skali świata nie ma to żadnego znaczenia.
W skali mojego skupienia ma ogromne. Zamiast łykać leki uspokajające, mogę się uspokoić klepiąc sudoku na czas, i z jakiegoś powodu jest to bardzo skuteczne. Uspokaja nawet jeśli się trzesę z nerwów.
Milionów na koncie nikt mi za to nie umieści, ale całe życie nieradzenia sobie z emocjami może jednak człowieka nauczyć, że bywają dość głupie rzeczy cenniejsze niż miliony na koncie, nawet jeśli dla całej reszty ludzkości są warte dosłownie nic.
Mam wrażenie że ludzie teraz zrobili się jacyś tacy… Beznadziejni… Po co ci to? Co ci to da? Nie chce mi się… Na co ci to… Naprawdę wszyscy są tacy rozleniwieni, nic im się nie chce, robią wszyatko tylko po coś, aby dostać pieniądze albo coś innego w zamian… Nikt nie zrobi czegoś tak jak dziecko – ot tak. Bez powodu. Bez zastanawiania się i bez marudzenia.
PolubieniePolubienie
Jest calkiem sporo ludzi którzy jednak robią różne rzeczy (pozornie) bez powodu 🙂 tylko ciężko ich znaleźć bo, no właśnie, są w swoim świecie i nie mają potrzeby z niego wychodzić. Bo i po co w sumie 🙂
Znam ten gatunek ludzi „niedasie”, zresztą kiedyś do niego należałam, z powodu lęku przed porażką. A to że ogólnie kontrast między aktywnymi i pasywnymi osobnikami stał się bardziej jaskrawy wynika z tego że tych aktywnych (wręcz nadaktywnych) zdecydowanie lepiej widać bo Social media i tak dalej – mają możliwość to korzystają. A my wszyscy biedni musimy sobie jakoś radzić z przeładowaniem- myślę że to tylko pogarsza sprawę „beznadziejności”. To sposób obrony – jakie czasy, taki (niestety) sposób 😐
PolubieniePolubienie
Bo mi ktoś powiedział że – bezcenne – szkoda, ja dzieki matce wytrenowałam jedna bezcenną umiejętnosc – słucham jednym uchem, wypuszczam drugim a robie co chce ;P
PolubieniePolubienie