Bardzo to zabawne jak bardzo można sobie wmówić zainteresowania. A potem rzygać na sam widok czegoś, co się „lubi”.
Tak oto magicznie, we wrześniu, po pokręconych wakacjach, znalazłam pracę. Praca polegała na wklepywaniu rzeczy w program ze skanów papierków (przy okazji musiałam się nauczyć słów w pięciu różnych językach, przynajmniej tych, które były na dokumentach – niektóre nawet umiałam przełożyć na nasze) i jedyną wymaganą umiejętnością było szybkie pisanie na klawiaturze. Inteligencji nikt nie wymagał. A szkoda.
„Genialny” plan zakładał, że wezmę kredyt (on zresztą też wziął, bo „przy takim oprocentowaniu to głupota nie brać”) studencki i tenże kredyt będzie się kumulował na jakimś koncie. Na tą firmę. Heh, nie wyszło z przytupem. Za to finansowanie czesnego z pracy wyszło całkiem nieźle. Przynajmniej przez pierwszy rok, kiedy tę pracę miałam.
Okazuje się (no shit, Sherlock), że uczenie się zupełnie nowych i trudnych rzeczy stanowi jednak dość duży problem kiedy jedyne co jesteś w stanie zrobić po pracy lub przed pracą to spać (nierozpoznana, i w konsekwencji nieleczona, niedoczynność tarczycy pozdrawia). 5 dni w tygodniu spałam albo pracowałam, jak miałam zajęcia (na 1 roku to były prawie wszystkie weekendy) to zasypiałam na zajęciach, jak ich nie miałam, to spałam też w weekend. Nie muszę chyba mówić, że byłam też otępiała do poziomu zdechłej kaczki w stanie rozkładu – czyli kopniesz, to się coś ruszy, ale zdecydowanie nie będzie to oznaczało, że kaczka ożyła. Wydawało mi się wtedy, że: a) jestem leniwa – i po prostu co bym nie robiła to będę zasypiać; lub b) jestem znudzona – i jakbym tylko była na innych studiach to by wszystko było super świetnie bonanza hawaje. I, jak na złość, żadne z tych przekonań nie stało koło prawdy.
Jak sobie teraz siedzę i myślę, że wystarczyło żeby jeden z tych konowałów chociaż pomyślał o tarczycy i wszystko to mogło wyglądać zupełnie inaczej (łącznie z tym, że może nie musiałabym się męczyć z depresją), to mi się zęby same zaciskają i ciśnienie podnosi. Ostatnio mi się podnosi samo z siebie, więc zamykamy oczy i oddychamy spokojnie, jak opaska każe. Cwane urządzenie.
Po roku męczenia się ze studiami i pracą skończyłam z tylko jednym warunkiem, i to nie z przedmiotu, którego się bałam. W maju zresztą skończyłam też imprezę z pracą, aczkolwiek ciągle przekonana, że we wrześniu wrócę – nie wróciłam, oficjalnie z powodu „braku możliwości rozwoju”. Realnie? Bo lęk. Tak po prostu. Coś zupełnie niezrozumiałego dla mojego (już wówczas) męża. Bo jak można się bać iść do dobrze znanego miejsca i ludzi? No można. Tak samo jak można bać się wyjść z mieszkania. I taki właśnie kwiatek mi się trafił.
cnmn
Nie odebrałam tego, jako nudne. Ty to napisalas. Ja też dziwię się sobię, że mam średnią jaką mam, w obecnej sytuacji powinnam raczej nie zdawać sesji… Choć uczenie już męczy powoli. Pozdrawiam.
PolubieniePolubienie
Na trzecim stopniu średnia nie ma większego znaczenia, w ogóle oceny są bo są, ale zupełnie co innego się liczy. Nudne jest teraz. Wtedy nie było. Ale nie chciałabym wrócić do tego co było. Wolę ten rodzaj nudy który jest 🙂
PolubieniePolubienie
Na trzecim tak. Pisalam o mgr. Żeby się dostać na trzeci, trzeba wyciągać. To dobrze, że dobrze Ci z tą nuda teraz. 🙂
PolubieniePolubienie
No w sumie zależy co Cię interesuje – jak nie masz przemożnej chęci spędzania jeszcze więcej czasu w książkach, artykułach i kursach (same studia słabo przygotowują do tego co człowieka czeka…) oraz pożegania się z życiem osobistym, to nie polecam brnięcia w doktorat 😐 chociaż to zależy jeszcze z czego chcesz robić.
PolubieniePolubienie
Najpierw obronie mgr, potem zobaczę. Zależy też gdzie i z czego. 🙂 z życiem osobistym się nie żegnam, właśnie chyba je zaczynam. Szukam mieszkania.
PolubieniePolubienie
Na doktoracie to wszędzie się trzeba pożegnać, przynajmniej jak już trzeba usiąść i pisać 🙂 ja właśnie siedzę, kupiłam trzeci monitor żeby ogarniać co mam robić, i jęczę bo mi analizy nie wychodzą. Zazdroszczę Ci trochę, okres mgr wspominam super dobrze 🙂
PolubieniePolubienie
Ja nie. Okres studiów to jest ciężki czas dla mnie, a przyszłość nie zapowiada się lepiej. Cóż, może na doktoracie będzie lepiej.
PolubieniePolubienie
Jeśli już studia są ciężkie to odradzam doktorat. Jest inaczej, ale 3-4x więcej pracy i mało kto to doceni (a pracy na uczelniach potem nie ma, a jak jest to słabo płatna). Nawet w sumie prestiżu już dzisiaj nie ma 😦 tylko idealizm został.
PolubieniePolubienie
Nie studia są ciężkie, tylko sytuacja życiowa. Ludzie kształcą się z różnych powodów, nie tylko płacy, czy prestiżu.
PolubieniePolubienie
Jeśli jest Ci ciężko, malo kto docenia, pracy nie ma, to dlaczego dalej to robisz?
PolubieniePolubienie
Bo lubię rozwiązywać zagadki 😊 akurat mi nie jest ciężko, mam natomiast kolegów i koleżanki, większość z nich się męczy (w tym mój własny osobisty mąż, który ma lepszy mózg niż ja) bo ich to nie kręci, ale doktorat fajnie mieć. Zresztą to mocno zależy od dyscypliny, więc mogę się wypowiadać tylko o zarządzaniu 😊 na innych się nie znam i nie wiem, może jest inaczej.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Rozumiem. Fajnie, że Cię nie męczy. Mnie nauka jako sama w sobie sprawia przyjemność. Tyle, że teraz mam utrudnione uczenie się. Wiesz, myślę, że jak ktoś robi 3 stopień tylko dlatego, że „fajnie mieć” to ciężko zrozumieć mi po co robi te studia. Duży dom, ogród i bmw też fajnie mieć 😉 Pozdrówka!
PolubieniePolubienie
Zarządzanie jest specyficzne, bo u nas sporo ludzi poszło na to jako na dodatkowe zajęcie bo im się w korpo nudziło 😐 w tym sensie „fajnie mieć”. Z jednej strony fajnie bo nie ma problemu ze z czegoś trzeba żyć, ale z drugiej strony potem albo rozprawy nie ma albo napisana na pół gwizdka. Generalnie mój idealizm, że będę świat naprawiać i tak dalej, zdechł po pierwszym roku marną śmiercią, zaraz potem jak już opadło mi niedowierzanie że ktoś taką idiotkę jak ja w ogóle na studia przyjął. Nie wiadomo co będzie jutro. Powodzenia w każdym razie z obroną i rekrutacją 😄😄
PolubieniePolubienie