…mi wróciła.
Już zapomniałam, co jestem w stanie czuć.
Trochę się zgadzam, trochę nie, ze stwierdzeniem, że przedwczorajszy epizod podchodził pod manię. Muszę się zgodzić, bo gdybym zaprzeczyła, to bym potwierdziła, hehe.
Rzeczywiście czuję się lepiej. O ile tylko znowu nie dopadnie mnie euforia nieznanego pochodzenia, to raczej będzie ok. Swoją drogą zawsze myślałam, że jak antydepów jest mniej albo w ogóle zero po długim okresie brania to człowiek ma doła, a nie podskakuje z radości. Radości również nieznanego pochodzenia. Szykowałam się raczej na walkę z „niechcemisiem”.
Mam taką teorię, niepopartą absolutnie niczym (nie chciało mi się szukać), że miałam do tej pory stłumioną połowę skali, w jakiej mogę czuć emocje. Czyli czułam połowę tego, co mogłam czuć. A teraz wraca stopniowo reszta i nagle się okazuje, że wrócił mi zupełnie inny wymiar czucia i postrzegania świata. Ten, który miałam kiedyś.
Nawet te same słowa czytam inaczej. Jakby coś się odblokowało.
No, tylko jakby nie mogę przekraczać limitu prędkości. W sensie że jak będzie za wesoło i za zajebiście, to źle.