Throwback

Była taka nieco durnowata moda na wracanie. Świetne jak nie chce ci się robić akurat nowego contentu. Nie wiem czy jeszcze żyje, albo może obserwuję nie tych co trzeba, ale pamiętam że doszło to do absurdów w stylu throwback z zeszłego czwartku. Albo throwback z wczoraj z 18:20. Widać wszystko można podkręcić do maksimum i wycisnąć jak cytrynkę, a trendy zwłaszcza. Po to przecież są. Przyszły mi na myśl inne skojarzenia, ale zostanę przy cytrusach. Po przekroczeniu pewnej ilości soku z cytrynki chyba nawet trup by się porzygał (hehe, moja bajka), a sama wspomniana cytrynka stanowiłaby po wszystkim dość osobliwą metaforę (mam nowe spojrzenie na wszelkie mety od bardzo bardzo niedawna, zupełnie nowy wszechświat) tego jak bardzo nieszczęśliwie można trafić w gatunek, z którego się pochodzi. Lub ewentualnie zobrazowanie mogłaby stanowić. Wyczuwam różnicę ale kurde na konkretnym przykładzie to nigdy nie umiem powiedzieć które to jest. Smuteł.

Po co się wraca?

Szczerze to nie mam pojęcia. Zielonego. Kiedyś to bym tysiąc mądrych powodów wymyśliła, ale teraz to nie wiem. Bo dobre wspomnienia torturują bo już ich nie ma, a złe torturują bo w ogóle były, neutralnych się raczej jednak nie pamięta, bo pamiętamy to co nas porusza (i zapewne zdaniem autorów podręczników do historii będą to na pewno lata panowania królów a nie liczba ich kochanek, nawet domniemana… chociaż po krótkim zastanowieniu to chyba nie jest już poprawne politycznie). Więc po co?

Się nad tym zastanawiam bo nic tego nie zapowiadało, a mnie cofnęło jakoś o 7 lat do tyłu. Ten sam nastrój, te same myśli, te same przekonania, te same emocje. Jak kalka, identyczność mnie powaliła. I ja się o to nie prosiłam. Bo to był tak niedobry moment wtedy, że już bym wolała cofnięcie do trzynastki. A to też nie był moment wesoły.

Ale jak tak teraz leżę i nie mogę spać, to coś zaczyna mi świtać.

Po pierwsze: jest mi za gorąco, a to oznacza, że nie mam już gorączki tylko swoje standardowe 35,5. Otworzę okno, za oknem leje niestety.

Po drugie: to naprawdę nie jest to, co mi się wydaje. Moja pierwsza interpretacja wyglądała tak, że się boję że wszystko zawalę i dlatego nie mogę spać. Co oczywiście pogarsza problem. Ale postanowiłam to zakwestionować. Okazuje się że chłodne powietrze zabrało podejrzanie dużo z tego lęku. Co znaczy, że więcej w tym mojej wyobraźni w reakcji na nieprzyjemne środowisko niż realnego zagrożenia zawaleniem. Chociaż w sumie tego do końca nie wiem… za mało doświadczenia w różnicowaniu.

Po trzecie: dowiedziałam się że ponoć psychiatria nie opisała jeszcze takiego przypadku jak mój. I paru innych rzeczy w tym kontekście, z którego to kontekstu wynikało, że miałam się nie udać, bo tak wychodziło. Jak pierwszy raz się tego dowiedziałam, to byłam zszokowana. Teraz bardziej chce mi się śmiać, bo to przecież statystyka, prawdopodobieństwo. To że nikt czegoś takiego nie opisał wcale nie znaczy, że to nie może istnieć. To znaczy tylko tyle, że nie przypałętało się do psychiatry który na dodatek ma czas pisać. Nie wiem czy jest z czego być zadowolonym.

Po czwarte: nie znoszę się tak czuć. Bezużyteczna. Niepasująca. Jak intruz. Że nie dam rady, że kogoś zawiodę, okaże się że nie umiem czegoś co chyba powinnam już umieć. Ma to cechy syndromu oszusta. Oczywiście. Ale to jednak nie jest to, bo ja jednak nie osiągnęłam szczególnie dużo, więc nie wiem względem czego miałabym móc wpaść w ten syndrom. Ale tak właśnie jest. Cały dzień wracała do mnie myśl że lepiej by wszystkim było beze mnie. Że się nie znam na tym co robię, że nie umiem robić badań, to wszystko jest jedna wielka ściema i tak naprawdę jestem na to za głupia. I lada chwila to wyjdzie na jaw. I co wtedy, o matko i córko, wstyd na resztę życia.

A może jednak nie.

Kiedy zaczynałam to pisać, chodziło mi o wyrzucenie z siebie jak bardzo do dupy może być wracanie. Ale to zmusiło mnie do myślenia.

Bo przecież siedziałam cały dzień z tymi emocjami. Kiedyś nie miałam na to szansy bo są tak szalenie nieprzyjemne i drażniące że wariowałam od razu. Jak się wariuje to się nie zastanawia, bo się nie da. A teraz siedziałam z nimi cały dzień i poradziłam sobie świetnie. Jak na taką intensywność i stopień frustracji udało mi się całkiem dobrze zapanować nad odruchem gryzienia wszystkich dookoła. Nadal się tak zresztą jeszcze czuję. Tyle że mniej. Więc jednak jest inaczej. Trochę tak jakbym zyskiwała kontrolę nad czymś, nad czym jej jeszcze nie miałam. Nie umiem tego wyjaśnić, ale wyczuwam, że to ma jednak pozytywny odcień.

BTW. Jakieś 1,5 roku temu w lato miałam zwyczaj obierać i zjadać albo wyjadać środek cytryn, jak kiwi. Zielonego pojęcia nie mam dlaczego, ale bardzo mi smakowały. Stąd cytrynka.

18 uwag do wpisu “Throwback

  1. bialespodnie37

    Przeszłe negatywne emocje to chyba jedne z trudniejszych spraw do oswojenia. Zaraz obok „niedamrady” i „zawiodeludzi”…
    Tez bylam przypadkiem jakiego dr. psychiatra jeszcze nie miala i nie slyszala.
    Za malo czytają?😉

    Polubione przez 1 osoba

    1. W czasach Google i baz danych wydawałoby się że łatwo to można znaleźć więc co za problem 😂 powodów może być wiele, może za mało czytają, może za mało piszą, może nie w tym języku, może za stare teksty, może za krótki staż (ile Twoja? moja chyba koło 15 z tego co wiem, bez szkoły liczę bo jest też terapeutką i ciężko stwierdzić), a może po prostu inni sobie poradzili bez psychiatry i tylko my takie ofiary losu że trzeba było im aż lekarza 😂😂😂 ewentualnie inni mogli się zabić wcześniej, i wtedy jednak nie ofiary… who knows.

      Polubienie

      1. bialespodnie37

        Nie uwazam iz my to ofiary losu, raczej silne bo przezylysmy. Przetralysmy. Walczymy nadal. Nie poddajemy sie. A nie kazdy ma tyle sily, i wiadomo jak konczy..
        Ile miala moja wtedy przebiegu? Nie wiem. To bylo ponad 5 lat temu. 😊

        Polubione przez 1 osoba

      2. To już weteranka jesteś 🙂 właśnie zasadniczo to jest główna zagadka. Co stoi za tą siłą. Co sprawia że my przetrwałyśmy a inni nie. Psychologia mi za bardzo nie dała odpowiedzi na to pytanie, w religii nawet nie szukam bo jest mi bez niej lepiej, i na razie pomysłu nie mam gdzie szukać. Zastanawiałaś się nad tym?

        Polubienie

      3. O, widzisz, zawsze jest składowa wielu zdarzeń, ale jak się jest już w tak złym miejscu że nawet nadzieja padła trupem pod płotem, to zostaje właśnie tylko to jedno co powoduje, że jednak nie kończysz kropką, tylko co najwyżej średnikiem. Nie umiem tego nazwać. Wiem tylko że bierze się ze środka, nic na zewnątrz nie może na to wpłynąć, bo gdybym mogło, to sama bym nie przeżyła.
        Nawroty zawsze będą. Taki cholerny urok wyrobionych ścieżek :/ lepiej by było od razu wyrabiać dobre, ale jak się nie ma co się lubi…

        Polubienie

      4. bialespodnie37

        U mnie byly czynniki zewnetrzne i cholera wie jakie. W sumie to nie potrafie Ci powiedzieć juz teraz z detalami jakto bylo. Kilka lat wczesniej slowa do mego męża ” Nie chcial bys pracować i żyć tu?” I on powtorzyl. Pozniej poznalam ludzi, nieodpowiednio odpowiednich, ktorzy pokazali mi że mozna miec inne zycie. „A Ty nie chciala byś?” Niby nic, a tak WIELE.
        Masz racje gdy jestesmy pod murem to albo, albo..

        Polubione przez 1 osoba

      5. Właśnie skończyłam oglądać rosyjski balet na yt to mogę nie być do końca obiektywna, bo balet w ogóle mnie nastraja dziwnie, ale takie dziwnie co lubię. Iii właśnie zrozumiałam że nie widziałam Koncertu Noworocznego 😦
        Też pamiętam to pierwsze zetknięcie z innym. Jak szok elektryczny. Tyle że bezpośrednio z elektrowni. Atomowej.
        I co to jest właśnie :/ taka zagadka.

        Polubienie

      6. Każdy ma coś innego 🙂 jedyny wniosek jaki się nasuwa, to że nikt za nas życia nie przeżyje. Chciałam kiedyś na skróty, książkami. Nie da się. Po prostu. Książki nie zastąpią interakcji z żywym człowiekiem. Nieważne jak bardzo się sobie próbuje wmawiać coś innego :/

        Polubienie

    1. Tak sobie właśnie o Tobie pomyślałam 🙂 podobno to jest normalne u naukowców, że się ciągle czują w ten sposób. Fajny krótki esej znalazłam jakiś czas temu, trzymam go na pulpicie i czytam co jakiś czas, „The importance of stupidity in scientific research” (łatwo w Google znaleźć). Moim zdaniem do życia też się stosuje.

      Polubione przez 1 osoba

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s