Dżemik

Leży i gada do Google. Bez większych rezultatów. Ale w sumie ma ponad 38 stopni, a facet jak chory to trumnę trzeba szykować, wobec czego niech ma. Podejrzewam, że gdzieś tak za tydzień tego gadania zacznę mieć już tego dość. A nie, sorry, mam dość już teraz. Ja rozumiem w aucie, jak nie można klikać. Ale w łóżku? Powtarzać to samo zdanie dziesięć razy? Ja się zaczynam zastanawiać czy to ja jestem dziwna, czy te urządzenia jednak zostały stworzone po to żeby wkurzać wszystkich dookoła. Bo do tego dziadostwa trzeba naprawdę głośno mówić. I chodzi (albo leży) taki schizofrenik i nie wiadomo czy się drze na mnie czy do siebie, do głosów czy może jednak do komórki. Nie wiadomo czy uciekać czy nie. Nic nie wiadomo.

Doszłam do wniosku, że jestem nudna. Niezbyt miły wniosek. Ale najbardziej miły z tych ostatnich. I to jest właśnie definicja pozytywnego myślenia. Boli cię palec u nogi, ucinają ci nogę przy tyłku, a ty się i tak cieszysz że już nie boli. Czasami tak trzeba. Bo nie wszystko jest ludzkie i do zniesienia. Może z tego bycia nudną już mi fanaberie uderzają do głowy, może po prostu nie umiem zaakceptować, że tak naprawdę nobody cares.

Mam przy łóżku obok stopy deski do krojenia przewiązane czerwoną wstążką, czekoladę i dżemik. Przytargał je od ciotki. I uznał że to dobry pomysł przynieść do sypialni i położyć mi koło nogi. Dżemik ma ładną zakrętkę. W czerwono-białą kratkę. Obok dżemika leży kot z zapaleniem spojówek. Kot ma gorączkę. Metr od kota leży człowiek z gorączką. A pomiędzy kotem a człowiekiem leżę ja i słucham wykładu o psychologii robienia niczego. Można by powiedzieć, że stan ten opisuje wszystkie cztery istoty znajdujące się na łóżku. Nie, nie wliczam dżemiku. Wliczam tę nieszczęsną słuchawkę. Ona mu ponoć odpowiada. Więc w zasadzie jak żywa.

Zastanawiam się czy deski do krojenia nie są jakąś sugestią. Że może powinnam zacząć gotować? Albo co? W sumie na wigilii wydziałowej dostaliśmy życzenia żebyśmy w końcu zaczęli się mnożyć. Autorka chyba myślała, że to bardzo zabawne. Już w sumie nawet nie reaguję na takie życzenia. Może trochę większym spięciem. Ukochana habituacja, w końcu tylko się patrzy i wzrusza ramionami.

Nie chcę stracić swojego entuzjazmu. Nie chcę przestawać robić tego co robię.

Powiesiłam zasłonkę i umieściłam dywan na miejscu z którego się wczoraj wyniósł. Znowu wszystko jest jak wcześniej. Drugi kot przyniósł psiego snacka z dołu i zapieprza z nim wokół dywanu. Psie snacki są twardsze od kocich, ile mogła tyle wygryzła, a resztą się bawi. Psie snacki wyglądają jak psia kupa, tylko zwinięta w serpentynkę. Aż się boję odwracać i patrzeć. Z kolei kot na opakowaniu tych kocich wygląda jakby coś mu mocno poprzestawiało paszczę. Nie wiem czy to ma zachęcać czy odstraszać. Kot Unboxalla w końcu żarł psychodeliczne dropsy, to może przeżyją. Dzielne dziewczyny. Ciągle próbują zjeść tego psiego. Nie żeby w korytarzu stała cała miska drogiego kociego żarcia. Absolutnie. Tylko mi się przywidziało.

Mam swoją wesołą playlistę na Deezerze (sorry, tak wyszło), ale nawet ona mi nie pomogła. Jak się skończyła to się ucieszyłam, że wreszcie jest cisza. I nie muszę się na siłę rozweselać.

Mam wrażenie, że tacy ludzie, jak ja teraz (czytaj: ludzie w takim stanie) stanowią coś w rodzaju gigantycznego i strasznego pieca z Kevina. Coś jak Sad Larry z Cyanide & Happiness. Właśnie. Akurat pasuje. Poniżej moje ulubione (jak ktoś chce sobie sprawdzić czy pasuje mu to chujowe poczucie humoru)

 

Zapewne nie. Tylko pojebani ludzie są w stanie się z tego śmiać. Albo przetrąceni. A szkoda. Znowu pierwsza. Cóż. Znowu nie wyszło.

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s