Nie chcę współczucia.

Wyjaśnijmy sobie na początku jedno. To co pisze w tytule.

Bo miliard rzeczy może się nie udać.

Nie przypominam sobie, żebym o tym pisała. Raczej nie pisałam. Raczej poruszałam się wokół, a za każdym razem kiedy adekwatnie byłoby napisać, to obchodziłam ładnym kółeczkiem. Żeby na pewno nie było oczywiste. I przez cały ten czas myślałam, że przecież mam to przerobione, więc w sumie problemu nie ma, jakby się nigdy nie zdarzyło. Ale chyba sobie to wmówiłam. W ramach bycia bohaterką.

Wracałam do domu. Godziny szczytu. Ludzi… dużo. Co mam powiedzieć, wiadomo, Warszawa po 16. I w tym wszystkim poziom mojego napięcia, którego nie umiem opanować, szybujący gdzieś w przestworzach. Dla nikogo poza mną oczywiście nie ma to znaczenia. Żadnego. Próbowałam nie dopuścić do przeciążenia (kolejnego już) bo jednak załamanie się nie wchodziło w grę. Próbowałam się uspokoić od rana, ale, jak zwykle, nic te moje próby nie dawały. Wiatraki, wiatraki, cholerne wiatraki. A potem mail, i przez chwilę spokojny oddech. Zamknęłam oczy. Chyba się nawet uśmiechnęłam.

Chwilę później obok ktoś zaczął awanturę. I wyparowało. Kiedy dwadzieścia minut później wyszłam z tramwaju, przeszłam przez przejście i oparłam się o drzewo. I nie wiem ile czasu tak stałam. I słuchałam. Tego cholernego głosu. I tak stałam i czułam jak łzy mieszają się z deszczem.

Ale to nie o głos chodziło.

Mój ojciec mnie bił. Nie, nie klapsami. Nie, to nie było delikatne. Mój ojciec trzymał w szafce gumową pałkę. Miał też pałkę drewnianą. I zdarzało mu się ich użyć, na obojętnie których częściach ciała swoich dzieci. Miał też ciężki, wojskowy pasek. Którego metalową częścią oberwałam pewnego wieczoru w głowę. Nie pamiętam reszty tego wieczoru. Miał też inne „narzędzia”. Używanie ręki akurat należało do rzadkości. I raczej nigdy to, co było używane, nie było używane delikatnie. Raczej (co ja pierdolę… nie nie raczej, na pewno kurwa) z całej siły. A mój ojciec jest cholernie silny. Wtedy w każdym razie był. I nieważne jak bardzo przerażona byłam. Nieważne jak bardzo próbowałam się skulić i schować w kącie. Albo byłam bita po tym co akurat nie dało się jak jak najbardziej zwinąć w siebie, albo wyciągana z tego kąta za cokolwiek co dało się chwycić i tak na podłodze. Po prostu. Nie miało znaczenia jak bardzo byłam przerażona. Jak bardzo zapłakana, i jak bardzo krzyczałam. Najmniejszego.

Czy to jest w ogóle uzasadnione żeby ośmioletnie dziecko nie chciało żyć? A jedenastoletnie? A piętnastoletnie? Wtedy wyciągnęłam wielki kuchenny nóż, schowałam go za plecami. Wtedy wyczuwałam już awantury z daleka. I zanim zdążył do mnie podejść, wyciągnęłam ten nóż zza pleców. Ale nie po to żeby go zaatakować. Po to żeby zaatakować siebie. W pierwszym odruchu chciałam go sobie wbić w brzuch, ale potem mnie oświeciło, i zdecydowałam że szyja będzie lepszym wyborem. I dopiero to odniosło jakiś skutek. Nie pobił mnie wtedy. A ja właśnie wtedy pomyślałam, że wiem już co powinnam ze sobą zrobić. I niedługo potem, parę miesięcy, w wakacje, wyjazd, daleko od domu. A potem szpital dziecięcy. Obudziłam się podpięta do kroplówki. Obok w łóżeczku było malutkie dziecko. Samo. Nikogo przy nim nie było. Zaczęło płakać, więc zaczęłam mu śpiewać. Taki kurwa ludzki odruch na koniec. Nie mam pojęcia jak, ale się uspokoiło i usnęło. I nic. Zabrali mnie z tego szpitala, do domu. Zebrałam opierdol jeszcze w samochodzie. Jakoś przetrwałam rok. Jakoś. I znowu wyjazd. Znowu szpital. Tyle że tym razem psychiatryczny. Powiedzieli że mnie nie wypuszczą, bo jestem w takim stanie, że za duże ryzyko. Nie chciałam jeść, nie chciałam pić, nic nie chciałam. To nie poprawiało sytuacji. Dwa dni później zjawili się moi rodzice. I wtedy pierwszy raz w życiu zauważyłam, że mój ojciec jest zdolny do płaczu. Oboje mieli mocno zaczerwienione oczy. Tym razem nikt na mnie nie krzyczał. Znowu mnie wyciągnęli, pod pewnymi warunkami, ale wtedy mnie to nie obchodziło. Ich chyba też nie. Nie odzywaliśmy się przez całą drogę z Krakowa do domu. Po prostu była cisza. Tydzień później, mniej więcej, nie pamiętam dokładnie, usłyszałam tylko że mam się ogarnąć. Co skwitowałam dzikim śmiechem. Zawieźli mnie na jakieś badania, ale nikt nie chciał wyjaśnić co się ze mną dzieje. Nie sądzę żeby kogoś to obchodziło co ja o tym wszystkim myślę. W końcu byłam tylko bachorem. A potem stało się coś, co tutaj ominę, bo nie jest z nimi związane. I to był mój psychiczny koniec.

A teraz, drodzy Państwo, niech mi ktoś powie, że najwidoczniej zasłużyłam. Śmiało. Że byłam wredną wkurwiającą i przemądrzałą smarkulą. Że mi się należało. I jeśli macie podobne doświadczenia (chociaż częściowo) to powiedzcie mi, że to nie jest takie straszne. Że zawsze się tak robiło, zwłaszcza na wsi, i jakoś wyrośliśmy na porządnych ludzi. Że to NORMALNE. I że nie powinnam tak przesadzać, bo na pewno nie było aż tak. Że dramatyzuję. Że inni mają gorzej.

Chce ktoś?

Albo lepiej, że nie ja jedna to przeżyłam. Tak, zajebisty argument. Bomba. To na pewno musi podważać całość.

I to właśnie do mnie wróciło pod tym jebanym drzewem. Ale tym razem nie pomyślałam, że chcę być martwa. Pomyślałam że po coś kurwa przeżyłam i po coś się wygrzebałam z tego głębokiego dołu gówna. I że mam prawo się tak czuć. Tak chujowo. Że to ma prawo wracać. Że nie muszę być cały czas jakąś pierdoloną bohaterką. I że to mimo wszystko jest ważne.

Bicie. Dzieci. Jest. Kurewstwem.

Bo uczy dziecko nienawiści do samego siebie.

Bo powoli zabija człowieka.

I niech mi kurwa nikt nie mówi, że ja nic nie wiem i nie rozumiem.

Drastyczne szczegóły pominięte celowo.

7 uwag do wpisu “Nie chcę współczucia.

  1. Mnie też bił, ale słowami i krzykami. Do tego stopnia, że jako nastolatka sikalam pod siebie ze strachu. Uciekłam z domu w wieku 17 lat. Twoje emocje w tekście są uzasadnione. Nie ma na to usprawiedliwienia, a te PRLowskie teksty tłumaczące bicie są po prostu śmieszne!

    Pamiętam, że mi też było ciężko pojąć i zrozumieć to, że u innych jest przecież inaczej. Tak samo jak Ty myślałam, że przecież wszyscy tak mają…
    3maj się tam. Mocno Cię ściskam.

    Polubione przez 1 osoba

    1. No właśnie 😦 mój też krzyczał, ile ja się nasłuchałam że mnie żaden facet nie będzie chciał… jakże żałosna skala oceny to była. Okazało się, że nie mam najmniejszego problemu z zainteresowaniem płci przeciwnej. Mówił też że jestem gruba (ważyłam wtedy 60 kg…), brzydka i wszystko robię nie tak. To jest jakby w komplecie.
      Bardzo bardzo Ci współczuję 😦 świetnie to rozumiem… a jak sobie poradziłaś po ucieczce?

      Polubione przez 1 osoba

      1. U mnie było to samo. Zniszczył totalnie poczucie wartości.
        Jak sobie poradziłam po ucieczce?
        Tutaj zaczyna się druga część mojego życiowego dramatu, bo trafiłam z rynny pod deszcz. Związałam się z osobą, która wykorzystała to, w jakim stanie psychicznym byłam. Znęcał się fizycznie i dobił we mnie wszystko to, co zapoczątkował ojciec. Zabili mnie wtedy.
        Mija właśnie 6 lat, odkąd nie mam z nimi kontaktu. Z ojcem dobrowolnie, a z ex dzięki zakazowi zbliżania się do mnie. Nie zapomnę tego nigdy, ale wiem, że czas a po drugie całkowite zerwanie kontaktu pozwala przeżyć. U niektórych też może terapia? Rozważam też taką opcję od dłuższego czasu.
        Ściskam Cię mocno, gdziekolwiek jesteś i dziękuję Ci za ten wpis. Jestem myślami z Tobą. ❤

        Polubione przez 1 osoba

      2. Tak, terapia to jest zdecydowanie bardzo dobry pomysł. U mnie już 4 lata minęły, 5 rok terapii leci, i nie zapowiada się na szybki koniec bo ciągle wyskakują takie kwiatki. A już było dobrze. Już było stabilnie…
        Więc bardzo bardzo zachęcam, to bardzo pomaga. Nie jest łatwe, jest w diabły ciężkie, i bywają momenty ciągania serca i głowy po drucie kolczastym. Ale warto. Naprawdę.
        Ja dziękuję za to, że zdecydowałaś się napisać. Wsparcie jest piekielnie ważne. Jeśli mogę jakoś pomóc – pisz 🙂

        Polubione przez 1 osoba

      3. Dziękuję Ci za wsparcie. Ja cały czas odwlekam, a powinnam udać się już kilka lat wstecz. Również się polecam i pisz do mnie kiedy tylko chcesz.
        Mocno Cię ściskam!

        Polubienie

  2. Nie wierzę, że ludzie są w stanie stwierdzić, że dziecko zasłużyło na takie traktowanie. Albo, że to normalne.
    Poruszasz bardzo ważne zagadnienie, takie traktowanie nie jest normalne. Nikogo, niezależnie od sytuacji.

    Polubione przez 2 ludzi

    1. Też bym nie wierzyła gdyby to nie było moje życie. Powiem więcej: ja dopiero przy okazji tego pierwszego wyjazdu odkryłam po rozmowach z innymi rówieśnikami, że oni żyją w zupełnie innym świecie. I nikt ich nie bije. I to był ciężki szok. Bo wcześniej byłam przekonana że wszyscy rodzice tak robią i że to jest właśnie normalność. Wczoraj coś we mnie po prostu padło.

      Polubione przez 2 ludzi

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s