Dwie strony miłości, która odeszła (2)

Stoję w oknie i obserwuję chmury odbijające się w kałużach na drodze. Ciągle mam nadzieję, że zobaczę Twoje żółte kalosze, idące w stronę domu. Zupełnie jakbyś wracała ze spaceru każdego innego deszczowego dnia. Wpatruję się w brudną kałużę tak długo, że przez moment wydaje mi się, że je widzę. Pamiętam jak z uśmiechem pokazałaś mi je na jakimś bazarku a ja stwierdziłem tylko, że kolor jest obrzydliwy. Teraz oddałbym wszystko, żeby móc go znów zobaczyć. Stał się piękny, bo nosiły go Twoje stopy.

Moje żółte kalosze od dawna leżą zakopane gdzieś w szafie. Źle mi się kojarzą. Z czymś, co nie miało prawa się udać. Miały być żartem, teraz są jedną z wielu rzeczy w tym szarym worku, o których istnieniu wolałabym zapomnieć. Nadawałyby się na tą pogodę. Ale wolę już nie wychodzić z mieszkania, niż znowu pamiętać. Tak jest lepiej.

Wspomnienia. W pewnej książce, jednej z wielu, które teraz czytam, napisane było, że noszenie ze sobą zdjęć bliskich osób rzeczywiście ma sens. Okazuje się, że patrzenie na nie powoduje, że nie czujemy się tak bardzo samotni, ponieważ zdjęcia przywołują ciepłe wspomnienia związane z osobami na nich się znajdującymi. No tak. Ale odkrycie, co? To jest ta dobra strona.

Ale wszyscy wiemy, że nie tylko takie zdjęcia zachowujemy. Jedyną radą, jaką zawsze się słyszy na temat minionej miłości jest to, żeby się pozbyć tych rzeczy. Bo skoro boli, to po co trzymać ciągle przedmioty, które przywołują wspomnienia, od których boli? To się wydaje takie logiczne. Usunąć wszystko ze swojego życia i zapomnieć. Co z oczu, to z serca.

Zastanawiam się, czy serio ktoś w to wierzy. I dlaczego patrząc z boku zawsze nam się wydaje, że coś działa inaczej, niż działa. Na przykład że logika ma jakieś zastosowanie jeśli chodzi o uczucia. Nie o nasze uczucia, nasze to oczywiście jest zupełnie inna bajka, ale uczucia innych ludzi powinny działać zgodnie z logiką. Takie złudzenie. Że jesteśmy jacyś inni. Wyjątkowi.

Tak, owszem, jak usuniesz to z widoku, to nie będzie ci ciągle przypominać, ale nie chodzi o to przypominanie. Chodzi o związany z nim ból. Gdyby nie on, prawdopodobnie to, że na parapecie sobie stoi jakiś bibelot od byłego/byłej, nie miałoby większego znaczenia. Po prostu kolejna osoba w twoim życiu. Ale to ta bliska relacja, która była, taka realna, prawdziwa, i na zawsze… a której teraz nie ma… i żal za nią, poczucie braku, pustki, której nie ma czym wypełnić… to właśnie jest zawarte w tych przedmiotach po rozstaniu. I czasem się od tego uzależniamy. Jak od jakiejś przeklętej trucizny, o której wiemy, że rozdziera nam serce i depcze bezlitośnie te strzępki po raz n-ty od tamtego dnia, ale jednocześnie nie możemy bez niej żyć, bo jest jedynym, co zostało po czymś, co kiedyś było najcenniejsze. Po kimś, kto był najcenniejszy. Czasami było to wiadome od początku. Czasami stało się oczywiste dopiero, kiedy odszedł. Lub odeszła.

Jestem zdania, że nie da się wyleczyć z tego bólu wyrzucając to wszystko i próbując zapomnieć. To się będzie powtarzać, ciągle i ciągle, ale stopniowo siła będzie słabnąć, bo energia z tym związana oddali się i rozetrze. Przywoływane raz po raz obrazy przestaną być wyraźne, zmienią swój kształt i wydźwięk. Staną się wyszarzałe i wytarte, jak często używana kartka, wyblakną i pożółkną. I w końcu zostanie z nich tylko słabe echo. Nie zapomnienie, bo te wspomnienia ciągle będą istnieć. Ale nie będą już wywoływać bólu.

I na tym właśnie polega sens stwierdzenia, że czas leczy rany. Sam w sobie czas nie leczy niczego. Ale przeżywanie tego i pozwolenie sobie na wypuszczanie tych emocji już tak, a to siłą rzeczy dzieje się stopniowo w czasie. I dopiero to przynosi duszy pokój.

7 uwag do wpisu “Dwie strony miłości, która odeszła (2)

  1. Z perspektywy czasu mogę potwierdzić, że pozbywanie się tych wszystkich rzeczy oraz totalna separacja pomaga przetrwać, pomaga przeżyć. Jednak pamiętam pewne zdarzenie, kiedy całkiem przypadkiem spotkałam mojego ex. Zrobił on mi wielką krzywdę w życiu, nie chciałabym za bardzo wnikać tutaj jak wielką. Mimo wszystko to jedno spotkanie sprawiło, że wszystko ożyło. Cały ból i krzywda, jaką mi wyrządził, stanęły mi na nowo przed oczami tamtego dnia. Myślę, że byłoby to samo z partnerem, którego bardzo się kiedyś kochało…

    Nie ma pewnego lekarstwa na te sprawy. Wszystko jest tak bardzo skomplikowane. Potrzeba co niektórym czasu, co niektórym poznanie kogoś innego, a jeszcze inni nigdy już nie zapomną pewnych osób.

    Serdecznie pozdrawiam!

    Polubione przez 1 osoba

    1. Jeśli nie przeżyłaś tego żalu i bólu, to tak właśnie będzie. Samo odsuwanie w niepamięć nie powoduje przecież że coś znika. Natomiast każdy podchodzi do tego inaczej, to prawda. Ja jestem bardzo emocjonalna i raczej rozdmuchuję emocje niż je tłumię (odwrotnie niż musiałam robić w dzieciństwie), co powoduje, że głowa mi się oczyszcza dość szybko. To trochę tak jakby nieść kaktusy w szmacianym plecaku (średnie porównanie, wiem) – lepiej ich nie ruszać po pokłują ręce, ale z drugiej strony jak się ich nie wyrzuci, będą kłuły cały czas w plecy. W końcu plecy się znieczulą, ale raz na jakiś czas co grubszy kolec jednak znowu zaboli. Ja bym powiedziała, że albo trzeba wyrzucić kaktusy (zwykle niemożliwe, nie da się pozbyć wspomnień) albo jednak je wyjąć, poranić sobie ręce i poodcinać kolce. Im szybciej się „unieszkodliwi” wszystkie kaktusy tym lepiej, chociaż będzie bardziej bolało…

      Polubione przez 1 osoba

    1. No właśnie to jest główny problem zwykle 🙂 zawsze sądziłam, że jak się dowiem to wszystko się zmieni. A potem się okazywało, że zawsze chciałam wiedzieć więcej i więcej, bo to co już wiedziałam było za mało… więc w efekcie wiem całkiem sporo, a właśnie zastosować umiem może z 1/10 😦

      Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s