Dwie strony miłości, która odeszła

Zastanawiałam się, czy chcę w ogóle o tym pisać. Jak się gra na gitarze akustycznej, tylko i wyłącznie w celu zapewnienia sobie akompaniamentu, to się po prostu uderza w struny. Ale na początku nauki człowiek się dość szybko orientuje, że nie powinno się uderzać we wszystkie struny. Nie każda jest potrzebna przy każdym uderzeniu. Nie każda brzmi dobrze.

Każdy związek ma swoje dwie wersje. Trzecia, tak zwana „obiektywna” w zasadzie nie istnieje, chociaż bardzo bym chciała żeby było inaczej. Gdyby istniała, można byłoby analizować wszystkie błędy i fałszywe nuty, a potem wydać wyrok, kto wygrał lub przegrał. Kto miał rację, lub jej nie miał. Przy całym moim uwielbieniu dla obiektywizmu i prawdy, wiem, że tutaj mi one nie pomogą. Nikomu nie pomogą. Jesteśmy tylko my. Nie ma żadnego boga, żadnego sędziego, który za nas zdecyduje, który narzuci nam, co mamy czuć. Nie ma nikogo, kto przyzna nam nagrodę za to, że się tak bardzo staraliśmy. Albo ukarze za to, że tego nie robiliśmy. Jeśli ty nie chcesz o to dbać, to ja nie mogę się od nikogo domagać, żeby mi wynagrodził krzywdy. Jeśli ja nie chcę poświęcać ci czasu, to nie możesz się ode mnie domagać, żeby ktoś ci go zwrócił. Każda decyzja ma swoje konsekwencje.

To nie jest tak, że tego nie widać. Nie jest tak, że nie widać, że jedno z nas odchodzi. Nie jest tak, że oddalam się bo chcę się oddalać. Oddalam się bardzo bardzo powoli, bo tego nie chcę, ale Ty nie robisz nic, żeby to zatrzymać. Po prostu patrzysz, i wiem że to widzisz, ale… nie drgnie ci nawet jeden mięsień. Tak jakbyś oczekiwał, że sama do ciebie wrócę. Bo tak zawsze było, bo się przyzwyczaiłeś, że wracam. Bo przecież jesteś taki pewien, że jestem twoja. Tak bardzo pewien, że nie przyjdzie ci do głowy, że odcinasz ostatnie nitki, jakie nas jeszcze łączą. Bo ja nie wiem, jak bardzo ci zależy i co się znajduje na dnie twojej duszy. Ja tylko widzę, co robisz. A raczej czego nie robisz. Jestem zmęczona wiecznym domyślaniem się prawdy, bo twoje czyny przeczą twoim słowom.

Nie widzisz jak bardzo się staram? Czy ty kiedykolwiek doceniałaś, co dla ciebie robię? Przecież nie możesz mnie tak po prostu opuścić, spędziliśmy razem tyle czasu, przecież cię kocham. Dlaczego tego nie widzisz? Przecież te wszystkie wymówki, milczenie i wszystko, co zrobiłem, były tylko dla ciebie. A teraz stoisz przede mną i mówisz mi, że to koniec? Jak możesz mi to robić? Mówiłaś że mnie kochasz, że zrobisz dla mnie wszystko, że nie możesz beze mnie żyć, i nagle tak po prostu wszystko to nie ma znaczenia? Nie pozwolę sobie na emocje, nie mam za co cię przepraszać. To raczej ty powinnaś przeprosić mnie. Przecież gdybyś jeszcze trochę poczekała, wszystko byłoby inaczej, wszystko by się wyprostowało i moglibyśmy być szczęśliwi.

Lub odwrotnie. To się nie ogranicza do tego układu płci.

W większości związków romantyczna miłość prędzej czy później odchodzi. Zostaje przywiązanie, wzajemne zaufanie, przyzwyczajenie, przyjaźń. To nie znaczy, że to są gorsze związki. To znaczy, że przeszły w swoją dojrzałą fazę. I jeśli nie umiesz się w niej odnaleźć, to na dłuższą metę z nikim nie będziesz szczęśliwy. Ale… nie będziesz też szczęśliwy, jeśli z tej romantycznej miłości nie zostanie zupełnie nic. Bo wtedy zawsze będzie ci czegoś brakować. Zawsze będzie cię prześladować myśl, że gdzieś tam może istnieje ktoś, kto wywoła tę iskrę. Tak rozpadło się wiele związków i małżeństw. Tylko że to nigdy nie była wina tego kogoś, że się w końcu pojawił.

Najcięższą do zrozumienia prawdą jest to, że ktoś się pojawia tylko jeśli sami mu na to pozwolimy. Dlatego, że w pierwszej kolejności musimy pozwolić mu stanąć w takim świetle, żeby zagrało to, co ma zagrać. A światło rzucamy my sami.

CDN.

2 uwagi do wpisu “Dwie strony miłości, która odeszła

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s