Jest taki moment, że jak się figurka potłucze, to już nie chce ci się jej sklejać. I tyle.
I to jest rezygnacja.
Być może właściwym stanem tej figurki jest bycie w kawałkach. I niezależnie od tego jak bardzo chcesz, żeby jednak pozostała w postaci w jakiej stworzył ją rzeźbiarz, ona zawsze będzie wracać do tego rozbitego stanu. Grawitacja.
W całej tej filozofii walki, niepoddawania się, podnoszenia, zaczynania od nowa, naprawiania, dążenia do celu… jest coś mocno nie tak. Spróbuj nie chcieć się podnieść. Nie chcieć walczyć. Nie chcieć zaczynać od nowa. Albo, o zgrozo, nie mieć celu. Przecież każdy musi mieć w życiu cel. Choćby było nim obejrzenie meczu albo dokopanie sąsiadowi. Wszystko jedno jaki. A jak nie masz, plus oczywiście masz parę innych mało wesołych spraw, to się często nazywa depresja i to się leczy.
To się leczy.
A co jeśli naprawdę właściwym stanem jest bycie w kawałkach?
Co, jeśli bez akceptacji tego, że figurka jest w kawałkach, bez porzucenia prób naprawienia jej, po prostu nie da się być szczęśliwym?
Co jeśli tak naprawdę nie rozumiemy czym jest szczęście?
I sposoby, miejsca, w których go szukamy, nie mają z nim zupełnie nic wspólnego?
Co, jeśli cały czas patrzymy w niewłaściwym kierunku?