Dzieci zaniedbywane emocjonalnie

Podczas przeglądania Amazona w poszukiwaniu książek, które mogłabym przeczytać w lato, natknęłam się na coś, co w tytule miało pojęcie emotionally neglected children. I… znowu poczułam jakby mnie ktoś podrapał widelcem od wewnątrz. W ludzkiej głowie może nastąpić wybuch, dosłownie. Zwłaszcza jeśli jednocześnie próbuje odczuwać dwie sprzeczne rzeczy, i obie mają podobną siłę. Z jednej strony intuicja skrobie widelcem po wnętrznościach, informując w ten trochę makabrycznie brzmiący sposób, że coś jest ważne, a z drugiej wbijane całe życie do głowy

nie przesadzaj, nie użalaj się nad sobą, inni mają gorzej, jesteś słaba, tak nie wolno, po prostu nie myśl, zapomnij, daj spokój, wcale tak nie jest, tylko ci się wydaje, są ważniejsze sprawy, nie zawracaj mi głowy, jesteś przewrażliwiona, no i co z tego…

i mogę to wymieniać bardzo długo, ale każdy to kiedyś usłyszał, każdy wie jak się wtedy poczuł (albo i nie jak jest dobry w wyrzucanie takich rzeczy z głowy) i ma świadomość, co to oznacza. A oznacza tyle, że kontakt z własnymi emocjami i przeżyciami wywołującymi emocje to generalnie oznaka słabości, nie warto się tym zajmować, a bycie wrażliwym w sumie oznacza, że już przegrałeś. Więc żeby nie przegrać, na wszelki wypadek zabij to w sobie jeszcze jako kilkuletnie dziecko, żeby przypadkiem nie robiło później problemów. I ten właśnie głos natychmiast po przeczytaniu tego terminu, niemal równocześnie z intuicją, powiedział z wyższością i pogardą

No chyba nie sądzisz, że ciebie to może dotyczyć? Przecież wiesz, że sama jesteś sobie winna. Przecież każdy układa sobie życie, jak chce, a jeśli twoje nie wygląda tak, jak powinno, to to jest twoja wina. Trzeba było się szybciej uczyć, szybciej rozumieć, nie przeżywać tak, bo nie ma czego i brać się za robotę, to by było dobrze. A teraz nie narzekaj, nie zajmuj się takimi bzdurami i idź robić coś pożytecznego.

Słyszę go już tak długo, że sama zaczynam nim do siebie mówić. Ale wiem też już, że nie ma racji. Wiem też, że te „rady” nie pochodzą od kogoś, kto był w życiu szczęśliwy. Zakładając, że sam się do nich stosował (co wcale nie jest takie częste wbrew pozorom).

Umiejętność zatrzymywania takich chwil w czasie i trzymania w miejscu, trochę jak zdjęcie, aż do momentu kiedy przypatrując się im zrozumiem co się właściwie dzieje, jest piekielnie cenna. Tyle, że niestety wymaga czasu i skupienia się na ocenie „z butów życzliwego obserwatora” zamiast na odczuwaniu. Samo to już jest praktycznie niemożliwe w zbyt silnych emocjach. Ale właśnie dlatego warto do tego wracać, kiedy emocje nie są już silne, zamiast udawać, że nic się w sumie nie stało. Zrozumienie jest potężną siłą.

To takie charakterystyczne dla naszej kultury. Inni mieli gorzej, to ty nie narzekaj. Tak jakby potrzeba zrozumienia i ustawienia właściwych kontrastów pomiędzy zdarzeniami równała się narzekaniu. Ale tutaj nie chodzi o narzekanie. Tutaj chodzi o bycie ofiarą. Jeśli jesteś ofiarą, już po tobie. Nieważne nawet czego ani kogo, słowo ofiara ma u nas samo w sobie znaczenie negatywne, dzieci się tak w szkole przezywają, dorośli przezywają tak kogoś, kto popełnił jakiś błąd, wszyscy myślimy tak o kimś, kto

SAM JEST SOBIE WINIEN I ZASŁUŻYŁ SOBIE NA TO, CO DOSTAŁ.

Czy chodzi o gwałt, czy o prześladowanie, czy o wyśmiewanie, pobicie, pałę ze sprawdzianu, zawalenie egzaminu, rzucenie przez dziewczynę, rozwód, przegrany mecz, depresję, odrzucenie przez rodziców, alkoholizm, mam wymieniać dalej? Chyba nie muszę. Przecież wszyscy jesteśmy tacy wspaniali, że zawsze wszystko nam idzie dobrze. Każda porażka to nie moja wina, a każde powodzenie to moja zasługa. Ale jak widzę kogoś innego, to każda jego porażka to jego wina, a każde powodzenie to po prostu miał farta. Nazywa się to podstawowy błąd atrybucji, i, jak sama nazwa wskazuje, jest błędem poznawczym. Nie spotkałam jeszcze kogoś, kto go nie popełnia, i to na każdym kroku. Będę się powtarzać do porzygu: bycie ofiarą czegoś, cokolwiek by to nie było, nie jest winą ofiary. I potępianie jej za to oznacza, że jesteś po prostu zwykłym, małym ch*jkiem. Sorry.

Ale wróćmy do głównego tematu, do tego terminu. Wyrzuciwszy już z głowy pogardliwy głos, zaczęłam szukać co to właściwie znaczy. No bo zaniedbanie to nie brzmi jakoś strasznie, w sumie wydawałoby się, że to nie jest szczególnie istotne, jakaś drobna sprawa. Nie może mieć dużego wpływu na życie.

Błąd.

Mózg dziecka jest bardzo plastyczny. Silne przeżycia wpływają na to, kim jesteśmy jako dorośli. Jeśli nie zdajesz sobie z tego sprawy, nie masz też żadnej opcji zmiany. Możesz jedynie tkwić w wyuczonych schematach. Które jakoś działają. Jakoś sobie radzisz. Ale…

brak reakcji najważniejszych osób w życiu również jest silnym przeżyciem. Które na dodatek uczy cię, jak bardzo nieważny jesteś. Uczy cię, że nie zasługujesz na bycie kochanym. 

Prawda?

Tych rzeczy jest więcej.


Uczysz się, że okazywanie silnych emocji jest złe. Nie wolno tego robić. Nigdy. A jesteś tylko dzieckiem. W końcu dochodzisz do wniosku, że w ogóle odczuwanie emocji jest złe. Jakichkolwiek. Dzieci zwykle zaczynają od silnych emocji, i od rodziców uczą się, jak sobie z nimi radzić.

Nie mogę nawet dalej pisać tego akapitu. Każde kolejne słowo mnie boli.

Uczysz się, że jesteś przewrażliwiony. Że reagujesz na wszystko źle. A przecież… to jest normalne, że jeśli coś jest źle, to jest ci smutno. To normalne, że się złościsz, kiedy coś (ktoś…) cię zrani. I wtedy ważne jest, żeby najbliższa osoba na świecie pomogła ci zrozumieć i ukoić te uczucia. A nie z pogardą rzucić, że jesteś słaby. Zamiast umiejętności ukojenia samego siebie, uczysz się gardzić samym sobą i oceniać siebie za to, że… jesteś po prostu człowiekiem.

Uczysz się, że twoje potrzeby i to, czego chcesz, nie mają znaczenia. Znasz takie powiedzenie, że dzieci i ryby głosu nie mają? Dzieci nie są w stanie same zaspokajać swoich potrzeb. Polegają w tym aspekcie życia na rodzicach. Różne rzeczy są dla nich istotne, i chcą być zauważane, chcą wiedzieć, że są ważne.

Uczysz się w związku z tym, że mówienie o swoich problemach to tylko niepotrzebne obciążanie innych ludzi. Kiedy chciałeś porozmawiać z rodzicami o swoich problemach, oni tego unikali, albo nawet ci się obrywało za to, że w ogóle je masz. Z tego wiesz, że swoje problemy lepiej zatrzymać dla siebie. W końcu nie chcesz sam stanowić problemu dla innych…

Uczysz się, że łzy są słabością… dzieci płaczą. Dużo albo mało. I ma to powód, zawsze. Ale ignorowane, lub nawet poniżane z tego powodu, uczą się, że najbardziej naturalny proces przeżywania i uwalniania emocji, którego płacz jest elementem, jest zły. I powinno się go unikać.

Uczysz się, że inni będą cię oceniać za okazywanie uczuć. Że będą myśleć, że jesteś jakiś gorszy, nienormalny, a w związku z tym powinieneś ukrywać to, co czujesz. Bo jeszcze ktoś użyje tego przeciw tobie. I w ten sposób zamykasz się na innych.

Uczysz się, że gniew jest negatywny, i powinno się go unikać. Dzieci często czują złość, z różnych powodów. Ale od rodziców powinny uczyć się, jak nazywać to co czują, jak sobie z tym radzić. A ty byłeś za to karany. Karany innym gniewem, często o wiele większym. Wobec czego wiesz, że nie powinieneś go czuć, a jak czujesz, to natychmiast zatrzymywać. Najlepiej oczywiście w sobie.

Uczysz się, że poleganie na kimś prowadzi tylko do rozczarowań. Wobec czego zawsze musisz dać sobie radę sam. A przecież każdy potrzebuje pomocy, dzieci i dorośli, nawet jeśli tylko od czasu do czasu. Ale nie ty, bo przecież… na pewno się zawiedziesz. Po co próbować. Po co musieć sobie potem radzić z rozczarowaniem. Smutkiem.

Uczysz się, że nikogo nie interesuje co masz do powiedzenia. Ale twoje pytania o świat są odrzucane. Nikt cię nie słucha, albo słyszysz, że to głupoty. Twoje słowa są bezwartościowe. Lepiej zachowaj je dla siebie. Stąd już tylko krok do…

Jesteś sam na świecie. Nikogo nie obchodzi, co się z tobą stanie. Każdy ma swoje życie. Niby dlaczego miałoby go obchodzić twoje. Jesteś nieważny. Przecież jesteś tylko… dzieckiem.

Educate Inspire Change


Do czego czujesz strach. I często nie wiesz dlaczego.

Nie umiesz zaufać. Masz uczucie pustki. Że czegoś brakuje, ale nie rozumiesz czego. Próbujesz być idealny. Porażki stanowią dla ciebie największe zagrożenie.

I kiedy wszystko inne, wszystkie inne problemy i zdarzenia, pozorne lub nie, istnieją często tylko po to, żeby to przykryć. Przykryć to, że zostałeś sam wtedy, kiedy najbardziej potrzebowałeś najbliższych ludzi na świecie. I że to nigdy nie powinno się było zdarzyć. Ale jednak się zdarzyło. W ten sposób twoje zaufanie stopniowo znikało, aż nie zostało z niego nic…

I nie mam już siły dalej o tym pisać. Ponieważ pisząc to, robię jedną z najtrudniejszych rzeczy w całym moim życiu, dokładnie w tej chwili. Akceptuję to, kim jestem. I jaka jestem. I to co się stało.

Możesz sobie pomyśleć, że to jest użalanie się nad sobą. Że jesteśmy dorośli i to wszystko już było minęło, po cholerę się tym zajmować.

A tak naprawdę myślisz, że robię z siebie ofiarę. Myślisz, że jestem słaba i masz mnie za kogoś gorszego.

Tylko że się mylisz.

Przyznawanie, że coś miało miejsce, że mnie zmieniło, że mnie skrzywdziło i że to boli, to nie jest robienie z siebie ofiary. To jest część procesu uleczania. Jedyny sposób, żeby naprawdę poradzić sobie z bólem, to przeżycie go. Pozwolenie mu wybrzmieć, uznanie tego, co się stało i rozpaczanie nad tym. Na tym polega katharsis. To nie jest słabość.

To jest siła. Ogromna siła, która pochodzi z prawdy.

 

2 uwagi do wpisu “Dzieci zaniedbywane emocjonalnie

  1. Jak mnie ucieszył Twój wpis, choć wiem, że jest trudny.

    „Jesteśmy kowalami swojego losu” jak ja nie lubię tego powiedzenia. Zawsze odpowiadam: To idź do domu dziecka, spójrz tym dzieciom prosto w oczy i powiedz im, że los zgotowały sobie same. Te wszystkie wyszczególnione przez Ciebie cytaty rzucane przez ludzi są żałosne. Nieraz rzucano we mnie tymi prostymi niby wszystko wyjaśniającymi tekstami. Ludzie robili ze mnie ofiarę, choć nie mieli pojęcia, przez co musiałam w życiu przejść. Przemoc fizyczna, psychiczna, zdrady, odrzucenie, śmierć, złe kontakty z rodzicami – przecież to pikuś i nic. Trzeba wstać i iść dalej. Tylko jak żyć z tymi wszystkimi ciężkimi doświadczeniami? Jak żyć? 😉

    Pozdrawiam Cię serdecznie! Super, że o tym piszesz!

    Polubienie

    1. Dziękuję za komentarz 🙂 zgadzam się z Tobą w 100%, ludzie nie mają zielonego pojęcia jak to jest. Zresztą te „wyjaśnienia” nie mają Ci pomóc, mają dać wypowiadającemu poczucie, że jakoś zareagował, nie został obojętny, to może odhaczyć i dalej mieć to w nosie. No i poza tym to przekonanie, że świat musi być sprawiedliwy…
      Również pozdrawiam 🙂

      Polubione przez 1 osoba

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s