Nie byłabym dobrą aktorką, głównie dlatego, że szybko tracę do tego pasję. O ile w ogóle można nazwać ją pasją. Ale zacznijmy od początku.
A początek jest taki, że się pomyliłam. I to tak ciężko, że szczękę zbierać z podłogi będę jeszcze przez co najmniej tydzień. Szczęce nic się nie stało, ale mojej psychice już tak, i teraz muszę wymyślić jak do tego podejść. Ale nie o tym jest ten tekst. Tekst jest o tym, jak udawać, że wszystko jest cacy, nawet jak nie jest. Czyli jak udawać, że wszystko gra, wszystko jest w porządku, nic się nie stało, nie ma problemu, a w ogóle to fajne ciasteczka tam stoją na stole, może spróbujemy?
No więc tak…
Punkt pierwszy
Absolutnie nie pozwól sobie na to, by emocje dotarły do Twojej twarzy. Zajmij się czymś innym, myśl na siłę o czymś innym albo wbij sobie paznokieć w nasadę kciuka tak, żeby mocno zabolało, jeśli myślenie nie działa. Fizyczny ból odwróci uwagę od tego psychicznego i pozwoli Ci skupić się na czymś innym, niż to, co Cię właśnie zmiażdżyło psychicznie. Ale… to jest krótkoterminowe. Kluczem tutaj nie jest to, żeby panować nad swoją twarzą, kluczem jest to, żeby rozmówca jej nie zobaczył. Nie może wtedy zobaczyć jaki efekt wywołał. Dlatego tak lubię rozmowy w internecie. Możesz być złamanym kawałkiem nieszczęścia, a pisać jakby co najwyżej wietrzyk trochę popsuł Ci fryzurę. Internety bardzo ułatwiają życie udawaczom i poprawiają humor ich rozmówcom.
Punkt 2
Milcz. Milczenie jest już kwa platyną w tym momencie, albo rudą uranu, którą masz na własność (jak ktoś z reaktorów) i możesz z nią zrobić, co chcesz. Dopóki milczysz, nie dajesz satysfakcji komuś, kto Cię psychicznie dotknął. Gdzie „dotknął” równie dobrze może oznaczać, że wyciągnął Młot Thora i wbił w ziemię jak schabowego. Dlaczego nie dajesz? Bo dopóki milczysz, on czy tam ona (kobiety mają większe psychiczne młotki) może się jedynie domyślać, i wszystko, co sobie wymyśli, pozostanie tylko domysłami. A tym samym nie ma nad Tobą żadnej władzy. Oczywiście milczenie nie rozwiąże konfliktu, bla bla bla, ale nie o tym jest ten poradnik. Poradnik jest o udawaniu.
Punkt * * *
Uprzejmość. Jeśli nie możesz milczeć, wyucz się na pamięć wypowiadania absolutnie miłym i przyjaznym tonem kilkunastu grzecznych formułek. Mogą nawet odzwierciedlać twoje emocje (byle nie za bardzo, rozpacz raczej rozwali teatrzyk, a przecież chcemy gr… tfu, udawać), ale bez ich rzeczywistego okazywania. Jeśli musisz, mogą być wypowiadane na sztywno, chociaż to już daje jakąś wskazówkę przeciwnikowi, że jednak udało mu się Cię ruszyć. Możesz też udawać zainteresowanie tym co mówi, i przy pierwszej naturalnej okazji zmyć się jak najdalej. I najlepiej więcej nie wracać. Po co masz się wysilać więcej niż trzeba.
Punkt % % % %
Czyli alkohol. Nie polecam, jeśli zależy Ci na zachowaniu godności lub chociażby jej resztek. Po dwóch czy trzech piwach przestanie zależeć. Problem z udawaniem również zniknie, bo nie będziesz musieć niczego ukrywać jak już obwieścisz światu, kto i dlaczego zmasakrował cię wielkim młotem i dlaczego jesteś schabowym. Należy tylko uważać, bo niektórzy nie rozumieją metafor i można skończyć w izbie wytrzeźwień. Do psychiatryka nie zabierają za mówienie o schabowych. Jeszcze. Ale przyszłość jest świetlana przed nami wszystkimi. Tyle że to już po większej ilości piwa. Inne alkohole należy przeliczać adekwatnie do zawartości procentowej oraz szybkości i stopnia wchłaniania.
Punkt
Atak. Jeśli nie umiesz poradzić sobie z własnymi emocjami, po prostu coś zaatakuj. Nie wiem, może być ogromna ochota na ciastka z miseczki na stole za przeciwnikiem, albo na coś do picia (byle nie piwo). Byle to było coś fizycznego i zajęło Ci trzęsące się ręce. Możesz przy tym analizować każdy okruszek ciasteczka jakby był najcenniejszą rzeczą, jaką dzisiaj widzisz. Albo wlewać śmietankę do kawy w takim tempie, że kolejka do ekspresu sięgnie tej do toalety. Cokolwiek, byle Cię fizycznie zajęło na jak najdłuższy czas. To Ci da możliwość opanowania się bez konieczności ucieczek i robienia głupich min. Sprawdzałam, działało wiele razy.
Punkt 9
Ucieczka. Czyli nie masz pojęcia co zrobić, nie chcesz się konfrontować, więc wychodzisz (właściwie wybiegasz nawet i w kapciach) z domu/miejsca w którym jesteś, i trzaskasz drzwiami. Możesz też nie trzaskać, wyjdzie mniej dramatycznie. Generalnie to liczysz na to, że sprawa rozwiąże się jakoś sama jak Ciebie nie będzie, i jak wrócisz, to wszystko będzie jak było zanim stało się to, co zmusiło Cię do trzaśnięcia (lub nie) drzwiami. Dobry tip: im dłużej Cię nie będzie, tym bardziej przeciwnik dostanie za swoje a w efekcie tym bardziej pokażesz mu, jak bardzo Cię nie obchodzi to, co on lub ona czuje. Wtedy nie będziesz musieć udawać. Jest spora szansa na to, że jak wrócisz, rolę udawacza będzie miał już kto inny… ale w końcu problem solved, nie?
Punkt VII
Zapomnij o punkcie pierwszym i rób miny. Bardzo różne miny. Złe miny, zbolałe miny, smutne miny, melancholijne miny, radosne miny (na widok kogoś/czegoś innego), zacięte miny, „wznoszę oczy do nieba na czym ten świat stoi” miny… W sumie dowolne, byle nie tą, która akurat wyraża Twoje aktualne emocje. W ten sposób nawet jeśli i ona się pojawi, będziesz tym człowiekiem, który robi dużo różnych min, niekoniecznie adekwatnych do sytuacji, i nikt nawet nie zauważy, że przez chwilę pokazujesz prawdziwe emocje. Punkt dla ekstremalnie aspołecznych.
Punkt ∞
Zacznij analizować własne uczucia już na miejscu, najlepiej głośno. Czasami to działa, i po prostu natychmiast opadają. Czasami nie, ale spróbować można (jak Cię nie obchodzi opinia reszty). Istnieje spora szansa, że oponent nie jest przygotowany na taki ruch, sam boi się mówienia o emocjach i speszony, ucieknie gdzie pieprz rośnie. A ty wyjdziesz na emocjonalnego ekshibicjonistę, ale w końcu chcieliśmy udawać, a to się udało. Nikt się nie domyśli, że naprawdę czujesz to, o czym mówisz, bo przecież nie mówiłbyś/mówiłabyś o tym tak otwarcie. Hehe.
Punto noveno (y final)
Można filozoficznie powiedzieć, że wszystko ma swój początek i koniec. Emocje też. Więc nawet jeśli nie uda ci się udawać, to nie martw się. Ludzie są okrutni i będą komentować, wytworzą sobie różne wizje na Twój temat. Ale zrobili by to i bez tej całej szopki. Nie potrzebujesz ludzi, którzy śmieją się z ciebie, bo ktoś Ci psychicznie dokopał. Potrzebujesz takich, którzy będą wiedzieli, kiedy mają się odsunąć i poczekać, będą wiedzieli, kiedy mają Cię przytulić nic nie mówiąc, a kiedy mają razem z Tobą kląć na przeciwnika. Nie każda emocja powinna być ujawniona. Nie dlatego, że nie jest ważna, tylko dlatego, że nie wiesz nigdy, kto stoi po drugiej stronie. Nawet jeśli go znasz. Może sam bać się tego, co widzi, a wtedy reakcja będzie zupełnie nieadekwatna i oberwiesz podwójnie, nie rozumiejąc co się właściwie stało. Możesz też trafić na zgorzkniałego palanta. Nie wiesz, bo wszyscy gramy. Wszyscy udajemy, że jest inaczej, niż jest. I czyż nie jest to właśnie definicja bycia normalnym? Nauczyłeś się tak dobrze udawać zgodnie z tym, czego oczekuje reszta, że nie odróżniasz już tego udawania od tego, kim rzeczywiście jesteś. Czy nie o to chodziło?