Byłam przekonana, że jak zorganizuję sobie życie do ostatniej wolnej chwili, to będę szczęśliwsza, bo bezczynność i nuda stanowiły dla mnie najgorsze piekło. No i sobie zorganizowałam. Okazały się z tego dwie rzeczy: granica między idealnie a dużo za dużo jest cienka i doba się nie rozciąga na życzenie. O ile to drugie rozumieją praktycznie wszyscy zajęci ludzie, o tyle pierwsze moim zdaniem wymaga wyjaśnienia.
Granica między idealnie a dużo za dużo jest cienka. Nie znaczy to wcale, że wystarczy dorzucić sobie jedno zadanie i nagle obciążenie się podwaja. Od dorzucenia jednego zadania większość z nas prawdopodobnie w ogóle nie odczuje większego obciążenia (oczywiście pod warunkiem, że zadanie to nie wymaga sił i czasu rzędu pół dnia minimum). I w tym tkwi właśnie pułapka. Znacie opowiastkę o gotowanej żabie? Tą, w której żaba wrzucona do wrzątku od razu zorientuje się co jest grane, ale powoli podgrzewana zorientuje się dopiero jak już będzie za późno? Owszem, jedno dodatkowe zadanie nie zmienia wiele, jak już napisałam, i w tym tkwi właśnie błąd takiego myślenia. Bo idąc dalej tym tokiem, skoro jedno dodatkowe zadanie nie robi wielkiej różnicy, albo w sumie żadnej nie robi, to można je dorzucić. A za tydzień kolejne, i potem kolejne. Bo nie robi wielkiej różnicy. I po dwóch miesiącach, tak jak ja w tej chwili, budzi się człowiek z bardzo oświeceniową myślą że ma dwa razy więcej zadań niż mieć powinien żeby zachować równowagę.
Zajęło mi mniej więcej tydzień zrozumienie jak to się stało. I uznałam, że najlepiej pasuje tu metafora gotowanej żaby. Tyle, że ja ugotowałam sama siebie.
Stało się tak, bo nie brałam pod uwagę kumulacyjnego wpływu wszystkich dodawanych zadań, a za każdym razem zastanawiając się nad tym, czy podjąć kolejne zobowiązanie, brałam pod uwagę tylko i wyłącznie obciążenie tego jednego zadania, ignorując zupełnie istnienie pozostałych. No i oczywiście że musiało wychodzić mi, że mam czas, dam radę i nic się nie stanie. Gdybym sumowała ich wpływ, wiedziałabym, że jest już ich za dużo.
Jak się wzięłam i podsumowałam wszystkie, to wyszło czarno na białym, że wiele z tych zadań wcale nie przybliża mnie do mojego celu, zajmuje mi tylko czas, ale nie mają żadnych dobrze widocznych efektów. Najczęściej są to zadania za kogoś. Okazuje się, że całkiem sporo robię za kogoś. I ciągle mam poczucie, że nie zrobiłam nic, że zmarnowałam tydzień. To oczywista nieprawda. Ale wrażenie to nie bierze się znikąd, powstało z bardzo prostego powodu: nie zrobiłam niczego, co było dla mnie ważne. Władowałam mnóstwo energii w jakieś mało ważne sprawy. I tyle, ważne dla mnie sprawy leżą sobie odłogiem. A leżą sobie, bo łatwiej mi zabrać się za proste, krótkie zadania, bo dają one natychmiastową satysfakcję z ukończenia. Ciągle uważam, że na trudne, długie zadanie nie mam czasu, chociaż koniec końców to one dają największą satysfakcję i poczucie, że się nie marnuje czasu.
Zastanawiam się nad tym bo od tygodnia śpię do południa. Po prostu nie jestem w stanie wstać, chociaż wcześniej wstawałam rano bez problemu i od razu zabierałam się do pracy. Wygląda to tak jakby moje ciało w końcu doszło do wniosku, że nie zmądrzeję, wobec czego samo sobie weźmie czego potrzebuje. Z niechęcią, ale muszę mu przyznać, że jestem już mniej nerwowa, przestał mnie boleć brzuch i zniknęły nerwobóle. I jakoś lepiej mi wychodzą moje zadania.
Muszę zacząć pamiętać o tym, żeby nie mówić sobie, że nie mam czasu. Nawet jeśli go nie mam. To mi nie pomaga, dokłada tylko nerwów, a nie da się już bardziej zmobilizować w pełni zmobilizowanego człowieka.
Jeśli macie jakieś rady co do organizowania czasu i równowagi w życiu, to podzielcie się nimi ze mną, proszę 🙂 Najwidoczniej zaszłam tutaj zupełnie nie tam, gdzie trzeba było. Dzięki!
Pozdrawiam
Carminowa 😉
Mam wrażenie, że napisałaś tekst o mnie! Często łapię się na tym, że jestem tą żabą siedzącą w ciepłej wodzie. Na szczęście nauczyłam się (na własnych błędach), że takiej żabie trzeba czasem zrobić zimny prysznic zamiast podkręcać palnik.
„Muszę zacząć pamiętać o tym, żeby nie mówić sobie, że nie mam czasu. Nawet jeśli go nie mam.” – myślę, że musisz pamiętać o tym, że MOŻESZ mówić innym ludziom, że nie masz czasu. To nic złego. 🙂
PolubieniePolubienie
Pamiętam i mówię, ale zwykle i tak kończę na robieniu czegoś „za”. Asertywności się dopiero uczę 🙂
PolubieniePolubienie