Paanie, za dużo roboty z tym myśleniem

Mogę rzec o sobie dumnie, że jestem przerażająco logiczna i jeszcze bardziej bywam bezwzględna. W sądach swych oczywiście, choć bezwzględność nie wynika z zamiaru a z mojej bezpośredniości. A sądy (które nie są jednak osądzaniem, potępianiem, wielbieniem czy innymi tego typu emocjonalnymi zagrywkami we własnej głowie) me są dość szybkie (co wcale nie oznacza, że błędne! szybkość wynika prawie zawsze z wyćwiczenia, a nie pochopności – nie pozwalam sobie już prawie na bezmyślność) i zwykle trafiają w sedno.

Myślisz, że z tym to się trzeba urodzić?

A gdzie tam. Ja się z tym nie urodziłam. Urodziłam się tylko z pewnymi predyspozycjami, ale bez ćwiczenia tej umiejętności nic bym nie umiała z tego, co umiem. W tym miejscu muszę od razu uczciwie ostrzec, że te ćwiczenia potrafią wkurwiać ludzi. Ba, potrafią ich tak rozwścieczyć, że możesz oberwać. Tak jesteśmy skonstruowani, że czasami (a nawet często) wcale nie chcemy dotrzeć do prawdy, a najlepiej by było, żeby pozostała ukryta. Logiczną konsekwencją tego pragnienia jest dawanie w mordę każdemu, kto rzuci ci prawdą prosto w twarz – bo, jak wszyscy wiemy, co nie zostało wypowiedziane – tego nie ma. A dlaczego lepiej żeby pozostała ukryta? Bo wystawiona na pełne słońce WYMAGA jakiegoś działania, zwłaszcza jeśli dotyczy czegoś, hmm, wątpliwego etycznie, prawnie lub, powiedzmy, nawet moralnie. A ludzie… a ludzie nie lubią być zmuszani do działania. A już najbardziej nie lubią być zmuszani do działania, którego w ogóle nie chcą. Nie że kiedyś tam to zrobią, nie że zaplanują, oni w ogóle nie chcą tego robić. To ci sami, co się najbardziej wściekną. Co jest zrozumiałe jeśli się spojrzy z ich punktu widzenia – nie powiedziane, to nie ma przecież. Jak im to powiesz – oberwiesz.

Ale jaki to ma związek z tematem? A taki, że etap, na którym uczysz się rozumieć, czego NIE mówić, następuje już po etapie ćwiczeń JAK się nauczyć obserwować i wyciągać wnioski. No bo nie da się wytłumaczyć kiedy lepiej nie mówić, jak się nie nauczy tych wniosków wyciągać, dlatego na własnej skórze przekonałam się, że najlepiej było, kiedy się w ogóle nie odzywałam. Tyle, że to mocno ogranicza naukę, bo nie da się potwierdzić lub obalić własnych wniosków. Tak więc etap, w którym się konfrontuje to z rzeczywistością, nastąpić prędzej czy później musi. Za ten etap oberwało mi się chyba najwięcej. Ludzie traktowali to jako złośliwość – dla mnie było to po prostu doskonalenie swoich umiejętności. Ale rozumiem ich – żyjąc z określonym światopoglądem i zdaniem na swój temat rzadko kto i rzadko kiedy chce to zmieniać, zwłaszcza jeśli mu z tym dobrze. Ja zmieniałam to jak rękawiczki i płynnie w sumie od zawsze, to dla mnie tak naturalny proces, że czasem nie uświadamiam sobie, ile wysiłku może to kosztować innych i jak bardzo mogą nie chcieć tego wysiłku w to włożyć. Tutaj wina jest moja, przyznaję.

Nie przytoczę tu samego „sposobu” nauczenia się tego, bo kursów krytycznego myślenia, książek o sposobach argumentacji, błędach i tak dalej jest w internecie trochę, może kiedyś się pokuszę o napisanie własnej wersji, ale na razie raczej w to wątpię, chociaż tematyka zaczarowała mnie już dawno dawno temu i trzyma do dziś 🙂

Rzeczywiście, kosztuje to czas. Nawet całkiem dużo czasu, bo czasami trzeba czekać, aż zrozumienie pewnych spraw samo przyjdzie, ale niestety (albo stety) nic nie dzieje się samo z siebie, i żeby zrozumienie przyszło, trzeba dużo czytać, i przede wszystkim ćwiczyć to, o czym się czytało, w praktyce. Mam w planach listę książek na ten temat, które warto przeczytać 🙂

Jeśli interesuje cię to, to od siebie mam kilka rad, które sama chciałabym usłyszeć kilkanaście lat temu:

  1. Najważniejsza zasada – trzeba umieć być ze sobą absolutnie szczerym. Inaczej nic z tego nie wyjdzie.
  2. Trzeba umieć wątpić, nawet w rzeczy oczywiste, bo to w nich najczęściej kryją się najprostsze błędy, których nikt nie odkrył, bo nikomu nie przyszło do głowy ich kwestionować.
  3. Przydatna (bardzo) jest umiejętność życzliwego wchodzenia w czyjeś buty – tzn. patrzenia z czyjegoś punktu widzenia. W sumie to jest wręcz niezbędna.
  4. Przydatna jest również umiejętność patrzenia z punktu widzenia obojętnego obserwatora – co by zobaczyła osoba zupełnie obca, zupełnie z boku.
  5. Warto być dociekliwym, nawet jeśli wymaga to dodatkowej pracy i czasu – czasami pozornie odkryta „prawda” wcale nie jest prawdziwa.
  6. Znajomość psychologii się przydaje 😉
  7. Tak samo przydaje się znajomość zasad formalnej logiki (serio, nudne, ale warto).
  8. Ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć… można w sumie zawsze.

Dobranoc 😉

3 uwagi do wpisu “Paanie, za dużo roboty z tym myśleniem

    1. To prawda, ja już wdrażam ósmy rok i nadal z częścią mam problemy, ale nie wolno się poddawać. Podejrzewam, że jak dojdzie mi więcej wiedzy i doświadczenia to i lista się powiększy, ale w sumie do tej pory konsekwentne stosowanie się do niej się sprawdzało 🙂 najgorzej jest niestety z najważniejszą zasadą, zwłaszcza jeśli chodzi o uczucia, bo dość często czuje się jedno, chce się czuć drugie, a przyznaje się do trzeciego…

      Polubione przez 1 osoba

      1. Bo to trochę jest tak, że kobieta ogarnia wszystko, ale uczucia to co innego. Jesteśmy zbyt emocjonalne jako kobiety, ale tak już jest i koniec. Myślę, że to jest piękna cecha ta nasza wybujała emocjonalność ;).

        Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s