Pisałam niedawno kolokwium.
Nie wiem dlaczego, ale dostałam z niego 3/4 punktów. Były punkty ujemne, na 12 zadań 2 miałam źle.
I co z tego?
Z tego jest moja reakcja na ten fakt.
Należę do ludzi, którzy jeśli już się starają, to cokolwiek poniżej „najlepiej jak się da” – to źle.
Z jednej strony to dobrze, bo mi zależy i chce mi się starać.
A z drugiej strony to niedobrze. Bo przedawkowanie tego prowadzi do stwierdzenia, że jestem do niczego nawet przy dostaniu maksymalnej ilości punktów.
ALE JAK TO!?
Ano tak… Jak chcesz narzekać, powód zawsze się znajdzie.
Dostałeś o trzy punkty mniej niż maks? Źle, bo mogłeś dostać więcej, bo stać cię na więcej tylko za mało się starasz.
Zabrakło ci jednego punktu? Też źle, bo jak można być tak głupim żeby popełnić jakiś mały głupi błąd
Dostałeś maks? Znowu źle, bo przecież:
a) było tak proste, że to i tak nie ma znaczenie (twierdzenie podawane niezależnie od rzeczywistej trudności)
b) tak naprawdę miałeś szczęście, a w rzeczywistości to nic nie wiesz (twierdzenie podawane niezależnie od tego że zdobycie choćby jednego punktu wymagało jednak wiedzy)
(a jak dwa powyższe zostaną zbite, to)
c) to bez znaczenia, bo i tak jakieś tam kolokwia nijak się mają do realnego życia (argument-wytrych, bo pozornie to prawda, piątką z kolokwium nie zmienisz koła w samochodzie, ale w rzeczywistości całkiem sporo typowej wiedzy ze studiów „nie ma zastosowania w realnym życiu” – na przykład wiedza o tym, czy lek jest skuteczny czy nie, prawda?)
Pisząc tego posta sama siebie zbiłam z tropu. Bo przecież sama ciągle używam w stosunku do siebie tych wszystkich stwierdzeń.
A wiecie jaki jest problem?
Problem jest taki, że nie umiem się pogodzić z tym, że nie wszystko muszę wiedzieć. Że po to się uczę, żeby się nauczyć, bo jakbym już od razu wszystko wiedziała, to po co byłyby mi jakieś studia? Wymagam od siebie w gruncie rzeczy czegoś trochę niemożliwego – posiadania wiedzy na poziomie, do którego te studia mają dopiero doprowadzić.
Muszę to przetrawić. Bo inaczej moja własna ambicja mnie zje.
Do osób mających podobnie (i do siebie samej): nie szkoda tej energii na gryzienie się paroma punktami, z którego nic ciekawego raczej nie wyniknie?