Nigdy nie napisałam niczego po angielsku. Zawsze byłam przekonana, że nie umiem, za mało umiem, że to się do niczego nie będzie nadawać. Więc nie pisałam, no bo jak jestem przekonana, że nie umiem, to po co w ogóle próbować?
I co się okazało?
No okazało się, że umiem. I jestem tym kompletnie zaskoczona, bo nie spodziewałabym się, że moja własna ocena może być zupełnie nieadekwatna w tym przypadku. Wydawało mi się że na tyle dobrze posługuję się angielskim biernie (tzn głównie czytam i słucham), że umiem ocenić swoje umiejętności w mówieniu i pisaniu. Okazuje się, że nie umiałam.
Więc taka rada na przyszłość, dla mnie samej, ale i dla was:
Jeśli wydaje ci się, że czegoś nie umiesz, albo wręcz jesteś przekonany, że na pewno nie umiesz i nie ma sensu próbować – to zapomnij na chwilę, że nie umiesz, i spróbuj. Może się okazać, że tak naprawdę jesteś w tym lepszy/lepsza, niż sądzisz.
A jeśli się okaże, że nie jesteś, a wiesz, że chciałbyś/chciałabyś, to przekonasz się nad czym warto pracować. A to jest zawsze cenna informacja, bo warto wiedzieć który kierunek jest właściwy. Inaczej spędzisz dużo czasu doskonaląc coś, co już umiesz, a nie poświęcisz go w ogóle na coś, czego nie umiesz, ale chcesz umieć.
Kolejna ważna lekcja z ostatnich dni.